piątek, 31 sierpnia 2012

Cykl poradników?

Wpadłam na pomysł, żeby napisać kilku częściowy poradnik dla początkujących z pro Aną. Gdy ja zaczynałam,  szukałam informacji na ten temat. Wszystko było porozwalane po różnych stronach, często napisane bez ładu i składu. Po trzech latach mam też jakieś doświadczenie, więc złożę to w jakąś logiczną całość. W zasadzie to waham się nad tym bo większość takich pomocnych informacji jest na ukrytych forach, a tutaj będzie dostępna dla wszystkich. Jak myślicie pisać czy nie?

W środę miałam bulimiczny atak, pierwszy raz o takiej skali. Wpychałam w siebie wszytko co było w kuchni (nektarynki, makaron z serem, pizzę, ciasto, czekoladę). Zwymiotowałam tyle ile mogłam, a później wypiłam senes. Nie jestem zła na siebie, bo teraz wiem dlaczego to zrobiłam. Przed tym chorym obżarstwem zostałam zwyzywana przez ojca. Myślałam że już nauczyłam się to ignorować.

Można jednocześnie być bulimiczką i anorektyczką? Wiem, że istnieje coś takiego jak anoreksja bulimiczna, ale myślałam że polega na jedzeniu małej ilości jedzenia i wymiotowaniu go/przeczyszczaniu się z powodu wyrzutów sumienia.

Dużo  osób powiedziało mi ostatnio,  że jestem za chuda. Nie wyobrażacie sobie jak mnie to zmotywowało. "Przytyj trochę" "Odchudzaj się dalej, a znikniesz". Kilka słów, a jak cholernie pomaga. Od września bilanse będą dokładne, wracam późno, więc od obiadu się jakoś wymigam. W szkole będę jadła mało, albo wcale. Na burczenie w brzuchu pomogą gumy. Przy mojej najpiękniejszej wadze (46/48kg) tak robiłam i szybko chudłam. Kupiłam sobie tabletki na bazie octu jabłkowego, nie wierzę że coś pomogą, ale z ciekawości je wypróbuję.

Dziś głodówka. Robię ją co najmniej raz w tygodniu, w ciągu roku szkolnego będzie to chyba sobota. Lubię czuć to przyjemne ssanie w żołądku.



Taylor Momsen - piękna, chuda. I jak tu takiej nie zazdrościć?

środa, 29 sierpnia 2012

Anoreksja jak alkoholizm?

Alkoholik na odwyku jest uczony żyć od nowa. Psychologowie przygotowują plan dnia i pokazują, że można zorganizować sobie dzień bez alkoholu. Choroba ta jest "nie do wyleczenia". Osoba cierpiąca na nią zawsze będzie miała ją w sobie. Terapie tylko uczą radzenia sobie z pokusą. Anoreksja jest bardzo podobna. To dlaczego nie leczy się jej tak samo? Oglądałam wiele filmów dokumentalnych ze szpitali i ośrodków dla anorektyczek. Posiłki są jedzone pod czujnym okiem pielęgniarek. Gdy zostajesz przyłapana na kombinowaniu to za karę dostajesz więcej. Po cholerę? Przecież tak się nie da nikogo wyleczyć. Najpierw powinno się zaczynać od "psychiki". Co z tego, że jakaś kruszyna przytyje to 5kg jak Ana nadal siedzi głęboko w niej. Po powrocie do domu zacznie się dokładnie to samo. Mnie osobiście to wkurza, że anorektyczki są postrzegane jako gorsze. Żadna z nas nie chce umrzeć z wygłodzenia. To że nie potrafimy normalnie jeść nie oznacza że nie chcemy być zdrowe. Oglądając na TLC "Nastolatki XXL" byłam pod wrażeniem. Terapeuci poświęcają się całkowicie dla tych dzieci. Przywiązują się i zaprzyjaźniają. W Polsce chyba brakuje takich psychologów/psychiatrów z powołania, którym zależy na pacjencie. Wszystko mają w dupie byleby "odbębnić" tą swoją godzinę czy dwie. Może tylko ja tak to postrzegam bo miałam kontakt tylko z psychologiem szkolnym.

Zrobiłam sobie porządek w szafie. Wszystko lśni i pachnie. Chyba zaczynam zamieniać się w pedantkę. Potrafię sprzątać w szafie kilka razy w miesiącu. Wakacje się kończą, czeka mnie druga klasa technikum. Jak pomyślę sobie o ludziach z mojej klasy to szlak mnie trafia. Mam chyba teraz najgorszą klasę w całym moim życiu, nawet w gimnazjum była lepsza. Wymalowane lalunie, które myślą że są najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie. Wstyd się z nimi gdziekolwiek pokazać. Nie gadałam z żadną osobą ze szkoły przez całe wakacje. Chciałabym zmienić szkołę, ale trafiłabym pewnie z deszczu pod rynnę. Zacznie się wstawanie o 5:40. Przez całe moje życie nie jadłam przed szkołą śniadania, ale teraz mam zamiar to zmienić. Będę jadła codziennie moje musli, do domu wracam zawsze  około 17:00/18:00, więc coś tam poskubię z obiadu,  na kolację owoce, w między czasie sucharki żeby mi w brzuchu nie burczało na lekcjach.

Miało być na temat samobójstwa, ale o tym innym razem. 




Liya Kebede - uwielbiam jej obojczyki. 


http://moda.allegro.pl/modny-dlugi-sweter-z-kapturem-norweski-plaszcz-lxl-i2581998616.html link dla black_swan do sweterka, który kupiłam.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wymiary.

W końcu udało mi dokonać pomiarów. Nie wiedziałam czy mam dociągać centymetr czy bardziej na luźno. Wybrałam tą drugą opcję. Najbardziej wstydzę się bioder i ud. To tylko wyłącznie moja wina bo mało ćwiczę, jestem typem leniwca. Czasem pokręcę hula hopem, albo pomęczę uda i brzuch z Mel B.

Wymiary:
biodra: 84cm
talia: 64cm
udo: 50cm
łydka: 34cm
biust: 85cm

Miały być dwa dni głodówki, ale był tylko jeden. W niedzielę zjadłam hot-doga do którego zostałam zmuszona (~300kcal). NIE ZWYMIOTOWAŁAM GO! dla Was może to NIC, ale dla mnie ogromny sukces. Dziś musli, knedle, a na kolację deser przepisu Rubensowej (wyjdzie około 500kcal).  Kupiłam sobie na allegro ciepły sweter, już się przygotowuję się do zimy. Nie wiem jak ją przetrwam. Rano autobus o 6:30, powrót do domu około 17-18:00. Jak sobie o tym pomyślę to mnie szlak trafia. W szkole się ze mnie śmieją, bo wszystkim zawsze ciepło, a ja trzęsę się z zimna. Rajstopy, spodnie, dwie koszulki, sweter, grube skarpetki, czapka, szalik, rękawiczki,  kurtka wyglądam w tym jak podwójny grubas. Ja sobie będę z nich drwić w lecie, bo do tego czasu mam zamiar być już chuda.

Mogę tak iść na rozpoczęcie roku czy raczej wybrać coś bardziej eleganckiego? Wiem, że spodnie są źle dobrane, ale to rozmiar 38, a w 36 miałam za krótkie nogawki.

Następna notka będzie chyba o anoreksji/depresji/samobójstwie, bo po części to się wszystko ze sobą łączy.

sobota, 25 sierpnia 2012

Błędne koło.

Jedzenie, wymiotowanie, przeczyszczanie, jedzenie, wymiotowanie. Jestem taka żałosna gdy stoję nad kiblem i wtykam sobie palce w gardło. Patrzę w lustro i widzę paszteta z rozmazanym makijażem i napuchniętym oczami od płaczu. Śmierdząca, zaśliniona jak pies z "Rodziny Zastępczej". Tak wyglądały ostatnie dni. Gdzie podziała się moja dawna siła? Chcę odzyskać kontrolę na tym co jem.  Miałam się zmierzyć, ale postanowiłam jeszcze się  tym wstrzymać bo wyglądam jak spasiona świnia. Czasem mam ochotę wziąć nożyczki i poobcinać ten tłuszcz z brzucha i ud. Do wagi nawet się nie zbliżam, boję się że pokaże powyżej 54kg. Nie chcę się denerwować. Od września będzie mi łatwiej, brak czasu na jedzenie, późne powroty do domu. Gdy tylko dostanę rozpis lekcji to zaplanuję sobie wszystko co do minuty. Basen, dodatkowe zajęcia, autobusy - trudno to będzie pogodzić.

Zastanawiałam się nad tym czy przeczyszczanie zalicza się do bulimii. Moim zdaniem zdecydowanie tak. Wymiotując pozbywamy się jedzenia z żołądka od razu po spożyciu (ja przynajmniej tak robię), więc tłuszcz się raczej nie zdąży wchłonąć. Natomiast na efekt przeczyszczania trzeba trochę poczekać. Pozostaje tutaj pytanie czy w ogóle ma to jakiś sens? Wydawać nam się może że pozbyłyśmy się wszystkiego, a tak naprawdę to "schodzi" tylko część tego wszystkiego co pochłonęłyśmy.

Jeszcze sytuacja sprzed dwóch dni. Może wydawać Wam się błaha, ale mnie to zabolało i to bardzo. Siedzę sobie na huśtawce, mój brat kosi trawę. Babcia przynosi maliny żebyśmy sobie zjedli, a mama do niej, że ma je postawić z dala ode mnie. Z tego wynika, że nawet moja własna matka widzi we mnie grubego  potwora, który zeżre wszystko. Obiecuję, że kiedyś będzie błagać, żebym zjadła chociaż jedną głupią malinę.

Rozpoczynam głodówkę, pewnie będzie to tylko jeden dzień, maksymalnie dwa. W poniedziałek chyba jadę do babci, więc wszystko trafi szlak.  Nie będę tam wymiotować, boję się że ktoś mnie przyłapie (uroki kibla bez zamka). Senes też odpada, muszę sobie zacząć radzić bez niego.

Moje obleśnie, grube cielsko.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę!

Nie chcę na blogu ograniczać się tylko do bilansów i ćwiczeń. Także chcę poruszyć temat nienawiści do stylu pro-ana w internecie i życiu. Tytuł jest ironiczny, a nie obraźliwy, pierwszy jaki przyszedł mi do głowy. Najbardziej wkurza mnie jak na przykład na kwejku czy innych tego typu stronach wstawiają okropną modelkę anorektyczkę (ciekawe ile czasu spędzają na szukaniu jej bo większość jest śliczna) z napisem "facet nie pies na kości nie leci". Cholera jasna, a czy cały świat się wokół facetów kręci? Czy kobieta musi robić wszystko żeby być atrakcyjną dla mężczyzn? Większość z nas chce wyglądać "skinny" czyli coś pomiędzy anorektyczką, a normalną dziewczyną. Wracając do zaślinionych samców, oni zawsze wybiorą ogromne cycki, a nie szczupłą i delikatną sylwetkę (mimo wszystko zawsze zdarzają się wyjątki). Rozśmieszają mnie przechwałki grubych, brzydkich loch (bo tak ich można nazwać) że mają większe powodzenie, tutaj się sprawdza powiedzenie "potwór nie potwór byle miał otwór". Powracając do tematu, większość twierdzi że głodzimy się, ćwiczymy do ostatków sił, rzygamy po każdym posiłku itd. Nikt się nie zastanowił nad tym że nie każdy potrzebuje tych 2000 kcal żeby żyć. Ktoś ustalił tą granicę i wszyscy ludzie jak stado owiec musi się jej trzymać. 

Promowanie anoreksji jest całkowicie zakazane! Co z otyłością? Te dwie choroby są bardzo podobne. Mają to samo podłoże (depresja, problemy). Ostatnio w telewizji królują pewne panie, jedna grubsza od drugiej, a czy to nie jest lansowanie nie zdrowej otyłości? Miały mieć nawet własny program, na całe szczęście sponsor się wycofał. Kobiety wmawiają sobie, że są seksowne i uwaga mój ulubiony tekst "mają krągłości", a tak na prawdę są grube. Ludzie popadają z skrajności w skrajność.

"Ale jesteś chuda" "Jadłaś coś dzisiaj?" "Ile ważysz?" "Anorektyczka" To jedne z licznych komentarzy pod zdjęciami szczupłych dziewczyn. Chyba ani razu nie widziałam jak ktoś grubej osobie wytyka mankamenty jej figury. Nie chcę tutaj wywołać nagonki, akceptuję każdego, nie zależnie od tego jak wygląda. Zastanawia mnie tylko dlaczego społeczeństwo potrafi zaakceptować obu grup? 

Między anorektyczką, a byciem "skinny" jest cienka granica. Trzeba uważać, aby jej nie przekroczyć. Nikt nie chce umrzeć z wygłodzenia organizmu.


Tradycyjna anorektyczka z kwejka, którą dodaje się do tych durnowatych obrazków. Nie wiem czy to zdjęcie jest przerobione, miejmy nadzieję że tak.















"Skinny girl" - używam angielskiego określenia, bo polskie "chuda dziewczyna" brzmi brzydko, kojarzy się raczej z anorektyczką niż dziewczyną ze zdjęcia obok. Większość wyznawczyń pro-ana chce tak wyglądać.













                    Normalna dziewczyna. Może to śmieszne, ale najtrudniej było mi ją znaleźć. Doskonały przykład jak popadamy ze skrajności w skrajność.






Otyła osoba. Nie chciałam wstawiać akurat  zdjęcia Weroniki, ale pozostałe były odrażające. Podobno się odchudza, miejmy nadzieję że to prawda. Osobiście trzymam za nią kciuki.






Pisałam to obiektywnie, bez Any i moich anorektycznych upodobań. Jutro/pojutrze postaram się zmierzyć i podać dokładne wymiary. Jeśli mi się uda, nigdy nie byłam dobra w czymś takim. Chcę, aby mój blog był inny niż wszystkie. Często będę pisała jakieś przemyślenia, wpisy tematyczne. Zniszczyłam swój pamiętnik, więc nie mam gdzie przelać moich myśli. Już taka jestem że muszę wszystko wyrzuć z siebie, kiedyś to był papier teraz blog. 


wtorek, 21 sierpnia 2012

Czerwona pro-anorektyczna bransoletka. Co i jak?

Dziś nudny czysto teoretyczny wpis. Nie znalazłam nigdzie istotnych informacji o czerwonych bransoletkach, więc postanowiłam zebrać wszystko w jakąś logiczną całość. Jeśli któraś z Was coś wie na ten temat, a ja to pominęłam, albo przekręciłam to czekam na sugestie.

Jak już powszechnie wiadomo czerwone bransoletki są symbolem popierającym styl życia pro Ana. Mniej popularne są fioletowe, które identyfikują się z Mią czyli bulimią.

Kilka najważniejszych zasad:
1. Nosimy tylko i wyłącznie na prawej ręce, na lewej noszą je wyznawcy tzw Kabały. Mimo że są podzielone zdania na ten temat, ja jestem jednak za prawą.
2. Nie musi to być nie wiadomo jaka bransoletka, starczy kawałek muliny. Niech nie rzuca się w oczy, im mniej tym lepiej.
3. Kiedyś każdy kolor utożsamiał się z   jakąś ukrytą prawdę." Czerwone - szczególnie popularne w świecie sław, to kobiety nazywane kolokwialnie gorącymi kociakami, które podobnie zachowują się w łóżku". Warto przyczepić motylka, żeby nie byłą wątpliwości kim jesteś i co wyznajesz.
4. Nie zdejmujmy naszej ozdoby (no chyba że się zniszczy), niech ciągle nam przypomina o celu do jakiego dążymy.
5. To że ktoś ma czerwoną bransoletkę na prawej dłoni nie oznacza od razu, że jest motylkiem. Niektórzy noszą bo tak im się podoba, bez większej symboliki. Zanim zdecydujemy się na rozmowę warto spojrzeć w oczy i chwilę poobserwować. W zasadzie "swój pozna swego". ;)
6. Każdy nawet początkujący motylek może nosić, im więcej osób ją ma tym lepiej.
7. Bransoletka to świetny motywator, także zachęcam.
8. Nie ma określonej maksymalnej liczby kalorii jaką może zjeść osoba która identyfikuje się z Aną. Jeśli czujesz się jedną z nas to śmiało noś. 

Może nie napisałam niczego odkrywczego, ale początkujące motylki mogą nie wiedzieć wszystkiego.

To moja wykonana z resztki muliny i nitek oraz zestawu koralików który ma jakieś 10 lat:



Któraś z Was nosi czerwoną bransoletkę? Zachęcam do zrobienia sobie takiej!

niedziela, 19 sierpnia 2012

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.

Gdzie się podziała ta kruszyna o twarzy anioła? Oczy koloru lazuru, blada skóra i delikatne rude loki opadające na piersi. Pamiętam te zapadnięte policzki. Gdy się uśmiechała  ukazywał się szereg białych, malutkich ząbków. Dała mi czerwoną bransoletkę, która miała symbolizować naszą przyjaźń. Zdradzałam i kłamałam ją wiele razy, pozostawiając na jej serduszku rany. Wybaczała mi. Tym razem odeszła, zostawiła mnie bez słowa. Widziałam jej zawiedziony wyraz twarzy i smutny wzrok. Po co to zrobiłam? Obiecywałam sobie. Jetem słaba. Może pogubiła się w swoim bezkalorycznym życiu? Albo zemdlała i teraz nie może mnie odnaleźć? Powinnam jej szukać i podać moją grubą dłoń. Zniszczyłam wszystko co nas łączyło. Bez niej nie dam sobie rady. Już brakuje mi jej rad i rozmów. Moje serce krwawi, nie chciałam jej krzywdzić. Przypomina mi ją tylko czerwona nitka zawieszona na moim nadgarstku z dwoma motylkami, Miły one symbolizować nas. Tylko że teraz już nie ma "nas". Jestem sama jak palec. Mam to na własne życzenie.

Głupie ciasto, lody, kurczak na obiad. Nie byłam w stanie sobie odmówić. Nie zasługuję na miano motylka. Wymiotowałam, jestem żałosna. Wieczorem senes i czeka mnie noc na kiblu.  Upiekłam tego cholernego kusiciela, myślałam że jestem silna, okazałam się totalnym zerem.

Jedynym plusem jest to że  osiągnęłam pierwszy cel. Waga pokazała 54kg.

MÓJ KAT, MOJA ZGUBA:




Reszta weekendowych wypieków:






sobota, 18 sierpnia 2012

Żale i smutki. O mnie słów kilka.

To co zdarzyło się ostatnio poszło w nie pamięć. Wróciłam do mojego spokojnego, bezkalorycznego życia. Chciałam Wam podziękować za to że tak miło przyjęłyście mnie do grona motylków. Jestem tutaj dokładnie 8 dni. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie tu wchodził i czytał moje wypociny. Dzięki komentarzom, waszym wpisom jest mi o wiele łatwiej trwać w przyjaźni z tym demonem o twarzy anioła. Niezwykle mnie motywujecie do dalszej pracy. Długo zastanawiałam się nad blogowaniem, odkładałam to przez jakiś miesiąc i ogromnie się cieszę, że w końcu to zrobiłam.

Niektóre z Was proponują mi, abym zostawiła Anę i żyła bez niej. Myślicie, że to takie łatwe? Jest ze mną dzień w dzień od 3 lat (z małymi przerwami). Wiele razy próbowałam. Kończyło się to tygodniem, góra dwoma "normalnego" jedzenia. Za każdym razem wraca i przeważnie uderza we mnie jeszcze bardziej. Nie potrafię zjeść niczego zanim nie sprawdzę ile ma kalorii. Nawet głupi cukierek nie przejdzie mi przez gardło przed wcześniejszym zajrzeniem do tabeli. Liczenie, ważenie, odmierzanie weszło mi już to w krew, wszystko musi być idealne według bilansu. Moja najdłuższa rozłąka z anoreksją to jakieś nie całe pół roku. Było to w październiku rok temu, skończyło się depresją i licznymi bliznami na rękach. Dużo osób widziało blizny, moją wymówką było "pies mnie podrapał" ewentualnie kot, którego nie mam. Wierzyli? Chyba tak. Z  pozoru wesoła, trochę nieśmiała, to moja "maska" z którą wychodzę do innych. Ludzie którzy mnie znają często mi zazdroszczą, ubrań, telefonu czy innych bzdetów. Taka osoba jak ja przecież nie może mieć problemów, ma wszystko. A co z miłością? nikt nad tym się nie zastanawia. Tata pracuje praktycznie 12h na dobę. Nigdy z nim nie rozmawiałam tak na poważnie, nie wie o niczym. Ogranicza się do głupiego "Cześć" i "Co u Ciebie?/ Jak w szkole", na więcej nie ma czasu, nawet gdyby miał to nie wiem o czym z nim rozmawiać. W rok szkolny mijamy się może 2 razy dziennie, czasem w ogóle. Na wakacje jedzie z łaską, "na siłę", przeważnie ja i mama znajdujemy coś w biurze podróży i kupujemy. Dzień przed wyjazdem jest wrzask bo on ma tyle spraw na głowie i nie ma czasu na jakieś durne wczasy. Nie ma wyboru - jedzie. Z mamą teoretycznie mam dobry kontakt, opowiadam jej tyle ile mogę bez żadnych szczegółów. Pracę kończy wcześnie, więc widzimy się prawie cały dzień.  Mam 17 lat i nigdy od nich nie usłyszałam głupiego "kocham Cię", w sumie to od nikogo. Mam drugą średnią w klasie, dla nich to wiecznie mało,  zamiast gratulacji słyszę "Czemu nie pierwszą?!". Musiałam to z siebie wyrzucić, nie mam z kim porozmawiać.

Zważę się jutro, a może dopiero w poniedziałek. Teraz biegnę robić rogaliki. Do zobaczenia kochane!



piątek, 17 sierpnia 2012

Dzień bez Any?

Czy anorektyczka może w ogóle jeść normalnie? (nazywajmy rzeczy po imieniu, tak jestem anorektyczką i zdaję sobie z tego sprawę). Wczorajszy poranek, pobudka około 9:00, nie pamiętam dokładnie. Nie czułam głodu. Zmusiłam się do musli, pisałam już o tym, więc nie będę się powtarzać. Nadeszła pora obiadu, zjadłam zaplanowane czeskie knedliki (około 190kcal) i poszłam do pokoju. Mama przygotowywała zapiekankę, w powietrzu unosił się ostry zapach papryki i pieczarek, w takim połączeniu nawet ser sprawiał, że ślina napływała mi do ust. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w kuchni. Nałożyłam sporą porcję i usiadłam przy stole. W pomieszczeniu nie było nikogo poza nią, siedziała obok mnie i patrzyła. Ana - tak miała na imię, jej piękne chude ciało, pokrywała delikatna, pudrowo-różowa  sukienka. Dostrzegłam mocno zarysowane obojczyki i kościste wręcz patykowate ręce. Wyglądała jak piękny anioł. Nabiłam na widelec kawałek makaronu i włożyłam do ust, wolno przeżuwałam, smakowała cudownie, przełknęłam i się zaczęło. Ana wpadła w szał, darła się jak opętana. "Grubas, cholerny grubas! Chcesz wyglądać jak świnia?!"  Ignorowałam ją, delektowałam się każdym kęsem. Skończyłam,  wszystko poza żółtym serem wylądowało w moim żołądku. Dotykam brzucha i czuję jak wystaje. Złapała mnie za rękę i pociągła do łazienki. Zastanawiałam się skąd w takiej kruszynie tyle siły. Zatrzasnęła drzwi i krzyczała "Rzygaj, głupia, naiwna świnio!". Nie chciałam tego zrobić, więc włożyła mi swoje długie kościste palce w gardło. Zwróciłam trochę i upadłam na podłogę. Płakałam jak dziecko, a ona razem ze mną. Nie poddam się pomyślałam. Błagałam by mnie zostawiła. Zmierzyła mnie wzrokiem i szepnęła do ucha swoim niezwykle melodyjnym głosem. "Idź żryj dalej. I tak wrócisz do mnie jak pies z podkulonym ogonem"

Taka krótka historia wczorajszego obiadu. Jadłam normalnie cały dzień. Lody i waniliowe latte - tych dwóch rzeczy brakowało mi najbardziej.

Bilans:
śniadanie: musli 160kcal
obiad: zapiekanka i knedle 500kcal
kolacja: knedle 180kcal
po między posiłkami: lody, latte, śliwki 600kcal (?)




 



JESTEM WŚCIEKŁA MAMA ZNALAZŁA NOTES Z DOKŁADNYMI BILANSAMI I ĆWICZENIAMI! ZARAZ MNIE ROZNIESIE! OKŁAMAŁAM JĄ ZNOWU, ŻE TO TYLKO GŁÓWNE POSIŁKI, ONA JEST TAK GŁUPIA CZY UDAJE ŻE NIC NIE WIDZI?

czwartek, 16 sierpnia 2012

Babeczki

Wczoraj prawie zaliczyłam wpadkę.
-Co jadłaś na obiad? Czemu zapiekanka nie zjedzona?
-Zrobiłam sobie kanapki z szynką.
-Jaką szynką? Przecież nie kupiłam szynki.
Wmówiłam jej że jeszcze było trochę. Nie wiem jak długo dam radę mydlić jej oczy. Ostatnio za bardzo interesuje się tym co jem,  muszę być bardziej ostrożna.

Upiekłam babeczki i niby najadłam się nimi, więc uniknęłam kolacji. Uwielbiam piec  i tuczyć innych. Patrzeć jak pochłaniają te ogromne ilości kalorii w 5 sekund, zazdroszczę że nie muszą się nimi przejmować. Dodaję zawsze jak najwięcej tłustych i pysznych produktów.  W domu roznosił się piękny zapach czekoladowych ciasteczek, nie tknęłam żadnego, nie miałam ochoty. Od samego wąchania miałam pełny żołądek. Wszystkie zostały zjedzone w zaledwie 4 godziny.

W nocy było mi cholernie zimno, stopy i dłonie jak lód. Usta popękane i szczypiące. Jeszcze brakuje tylko krwawiących i suchych dłoni. Zawsze tak mam gdy zaczyna robić się chłodniej, czyli miej więcej w połowie jesieni. Nie mogłam zasnąć i wyobrażałam jak jem sobie Mc Wrapa w Mc Donaldzie, moja ulubiona przekąska. Pyszny chrupiący kurczak, w świeżej sałacie i pomidorach, wszystko oblane ostrym sosem i owinięte w pszenny placek. Ostatni raz jadłam go pół roku temu, już nie pamiętam jak smakuje.

Na śniadanie jadłam tradycyjnie musli. Zmusiłam siebie do niego. "Prawie nic nie jesz!" odezwała się we mnie ta zdrowa połowa, była na tyle silna że mnie przekonała. Za nie długo całkowicie zniknie, zostanę tylko ja i Ana. Nikt mi nie pomoże, nikomu nie powiedziałam o tym co robię. Ostatnio w ogóle nie czuję głodu. Czasem kręci mi się w głowie, wypijam herbatę i szybko mija.

Zdjęcie czekoladowych pyszności:


środa, 15 sierpnia 2012

Zgubne śliwki.

Hej!
Już powoli zaczynam uzależniać się od pisania i czytania waszych blogów, a to dopiero początek. Wiecie co podoba mi się w tym wszystkim? To że w naszej społeczności motylków nie ma plucia jadem, wyzywania, wyśmiewania. Wszyscy mili  i pomocni, tego nie ma na innych blogach.

Okej, pochwalę się Wam że wczoraj zjadłam 24 śliwki o łącznej wartości kalorii UWAGA 360 KCAL! Wiem jestem żałosna, powinnam raczej płakać niż się z tego śmiać. Przekroczyłam limit i to o sporo bo pochłonęłam 840 kcal. Poćwiczyłam z Mel B nogi, mam nadzieję że uda mi schudną, poniżej dam zdjęcie moich baleroników, nie dość że grube to jeszcze krzywe. Dodatkowo 30 min kręciłam hula-hopem żeby pozbyć się  tłuszczyku z brzucha.

Dziś rano byłam w kościele, więc wczoraj nie mogłam wypić senesu,  wolałam nie ryzykować bieganiem do kibla. Nie jestem wierząca, ale mama mnie zmusza, głupia metoda wychowawcza, ale nie buntuję się bo nie ma sensu. Kiedyś próbowałam nic nie dało, poza wrzaskiem i kłótniami, więc odpuściłam. Cała rodzina jedzie na basen, ja oczywiście nie bo nadal mam okres, a brzuch jak kobieta w ciąży. Lepiej dla mnie bo tam musiałabym zjeść coś w restauracji, a rzadko kiedy są podane tabele kalorii w menu, zatem nie miałabym kontroli nad tym co jem. Na śniadanie pochłonęłam miseczkę musli (170kcal), miała być głodówka, ale mama zaczęła wypytywać czy się odchudzam. Dla uspokojenia jej i świętego spokoju zjadłam. Chyba rozwiałam jej wątpliwości. Planuję jakieś ćwiczenia na nogi i brzuch + hula-hop.

Bilans:
musli 170kcal
Mam nadzieję że się nie zwiększy.



Moje dzisiejsze śniadanie:



Baleroniki:



Tak na marginesie, parzyłam senes jakieś 30 min, a nie 10min tak jak jest napisane na opakowaniu. Ma to jakieś większe znaczenie?



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Aktualne zdjęcie

Hej!
Rano byłam w sklepie i aptece. Kupiłam płatki owsiane, jogurty i inne mało kaloryczne produkty, naszła mnie straszna ochota na owsiankę, mimo iż nie wiem jak smakuje, bo nigdy nie jadłam. Od tych wszystkich herbat moje zęby już nie są idealnie białe, więc zainwestowałam w coś wybielającego. Wybór padł na białą perłę, czytałam same dobre opinie o niej, mam nadzieję że efekty będą i za niedługo będę miała z powrotem hollywoodzki uśmiech. Dziś miał być dzień sądu i chciałam się zważyć, ale dostałam okresu,  zatem zrobię to dopiero za jakiś tydzień. Mam wrażenie, że mój brzuch bardziej wystaje niż wczoraj, jest to możliwe że od miesiączki? Na śniadanie zjadłam rogalika maślanego (tak wiem, nie powinnam) i wypiłam activię. Obiadu nie jem od 3 dni, prawdopodobnie uda mi się znowu od tego wymigać. W planach mam poćwiczyć nogi z Mel B, uda to moja zmora, grube balerony, chyba nigdy nie będę z nich zadowolona. Wczoraj miał być deszcz meteorytów, poszłam na trzy-kilometrowy spacer i żadnego nie zobaczyłam, niebo było zachmurzone.

Dodaję zdjęcie z dziś, tak aktualnie wyglądam:


z lampą błyskową:
  


bez lampy:
         



sobota, 11 sierpnia 2012

Wspomnienia

Wczoraj wieczorem wypiłam jedną saszetkę senesu, to chyba za mało bo efektu nie było. Dziś pomagałam mamie robić sałatkę i skaleczyłam się.  Krew, ścisk w żołądku, w głowie jak na  karuzeli. Ledwo udało mi się doczłapać do łóżka i zemdlałam. Czy tylko ja tak mam? Nienawidzę tego, tak jest za każdym razem, nawet przy małej ilości krwi. Mam nadzieję, że kiedyś mi to przejdzie, w przyszłości jak moje dziecko skaleczy się to co? mamusia odpłynie? żałosne, ale nie potrafię nad tym panować. Kończę robić moją motywującą ścianę, przykleiłam mnóstwo zdjęć modelek z gazet, jeszcze tylko jakiś inspirujący napis i gotowe. Wieczorem będzie impreza plenerowa, a pogoda taka fatalna, zastanawiam się czy iść, hektolitry alkoholu i niezdrowego jedzenia, raczej sobie to daruję, nie mam aż tak silnej woli żeby niczego nie wypić ani zjeść. 

Zdjęcie z chudych czasów, ale nie najchudszych, patrzę na nie z łzami w oczach. Nienawidzę siebie za to, że przytyłam tak dużo.

piątek, 10 sierpnia 2012

Początek

Cześć Wszystkim! (nie wiem jak zacząć nigdy nie pisałam bloga, ani nic w tym stylu).
Zacznijmy od początku. Jestem Kasia, mam 17 lat, swojego ciała nienawidzę od zawsze. Z Aną poznałam się jeszcze w gimnazjum, szybko pomogła mi osiągnąć perfekcję. Moja najniższa waga to 45kg. Nie wiem po co założyłam tego bloga, może łatwiej będzie mi wytrwać w tym wszystkim. Mój dzienny limit kalorii to 500-600.

Waga początkowa: 56kg
Wzrost: 175cm
Cel: 49kg(?)