niedziela, 23 grudnia 2012

Kraków, święta i wszystko inne. Wesołych Świąt!

Hej wszystkim!
Ten tydzień minął tak szybko, zdecydowanie za szybko. Od poniedziałku nie chodziłam do szkoły, bo oceny i tak już wystawione. Trochę olałam sobie sprawę, gdyż miałam zaliczać angielski na wyższy stopień. W czwartek byłam w Krakowie. Trochę zamieszania było, ponieważ wszystkie bilety były wyprzedanie, więc nie miałam jak wrócić. Jednak bardzo miło wspominam ten dzień, gdy jestem poza domem potrafię się śmiać, cieszyć. Galerię Krakowską dosłownie przebiegłam bo miałam tylko 3 godziny, a to zdecydowanie za mało jak na taką dużą galerię. Kupiłam sobie tylko spodnie, ale już zbieram pieniądze na następny wyjazd.

Dom prawie wysprzątany, ciasteczka upieczone... teraz tylko czekać na Boże Narodzenie. Są to moje ulubione święta, mimo że otoczone są taką sztucznością. Nienawidzę dzielić się opłatkiem, z tegoż względu też nie poszłam na wigilię klasową. Uśmieszki, buziaczki, czułe słówka, dajcie spokój. Za moment będę stroić choinkę. Co roku mam żywą, pachnącą... nie wyobrażam sobie świąt ze sztuczną. Jutrzejszy dzień trochę mnie przeraża bo wiem, że stół będzie uginał się od jedzenia. Dwanaście potraw i każdą będę musiała zjeść, albo chociaż spróbować. Jakoś dam radę, dziś wyniosłam w ustach pół kotleta. Nie wiem co odwaliło mojej mamie, nigdy mnie nie zmuszała. Obawiam się że zauważyła, że wczoraj wymiotowałam. Byłam u babci na urodzinach, a jak z babciami jest to wiadomo... wepchnie pół lodówki i szczęśliwa. Dostałam od niej już prezent na gwiazdkę, a mianowicie śliczny sweterek w paski. Pierwszy raz jestem zadowolona z prezentu od niej.

Zaraz po świętach wyjeżdżam do Austrii i nie będzie mnie aż do 3 stycznia. Sylwester w górach, coś pięknego, zazwyczaj spędzałam go w Zakopanem, albo na imprezie. Trochę będzie się różnił od tych pozostałych bo wypiję mało alkoholu, w sumie cieszę się,  ale z drugiej strony to pierwszy sylwester bez moich przyjaciółek. Przed wyjazdem postaram się napisać jeszcze jedną notkę, wstawię zdjęcia z Wigilii.


Choinka z minionego roku.
Życzę Wam Wesołych Świąt, spełnienia marzeń tych dietowych i nie tylko, a także wspaniałego Sylwestra w gronie osób, których kochacie. 



niedziela, 16 grudnia 2012

Pora skończyć ze sobą?

Zaczynam powoli mieć dosyć wszystkiego. Zostałam zwyzywana przez ojca od tępych idiotek... bo chciałam wyrzucić trochę sałatki bo zmieszała się z tą którą nie lubię. Dosłownie trzy łyżeczki jak mniej, ale przecież to marnowanie jedzenia,  "jak sobie będziesz zarabiać to wtedy wyrzucaj". Wybiegłam z płaczem, a nie lubię okazywać emocji przy ludziach. Prawie codziennie zostaje mi przypomniane jakim jestem zerem "zobaczymy co Ty pokażesz w przyszłości, jeszcze Ci to przypomnę jak będziesz ulice zamiatać", "Ty do Anglii? Zmywak czeka" i inne tego typu teksty na temat tego, że nie będę miała rodziny i pieniędzy. Zero wsparcia, pomocy... w ciągu całego mojego życia nigdy nie zostałam pochwalona. Każda czynność, którą wykonuję jest zła. Kiedyś sprzątałam łazienkę przez 3 godziny gdy mama była w pracy, jak wróciła dowiedziałam się, że nic nie jest zrobione, a wtedy na prawdę się starałam, wyszorowałam wszystko łącznie z kiblem. Oczywiście pokłóciłyśmy się i w ruch poszła żyletka, pocięłam wtedy nogi, jakiś czas później to zobaczyła i powiedziała, że nawet nóg sobie ogolić nie potrafię.

Jak byłam dzieckiem to w nocy nie potrafiłam spać (tylko wtedy jak ojciec był w domu), towarzyszyło mi takie dziwne uczucie, bałam się czegoś. Płakałam całe noce, a nawet modliłam się o rozwód rodziców. Kilka razy prosiłam o śmierć. Aktualnie już nie wierzę w Boga, nigdy mi nie pomógł, chodzę do kościoła z przymusu.

Będę miała średnią ~4,8, gdy powiedziałam o tym mamie usłyszałam "Czemu nie 5.0?". Zakończyło to naszą rozmowę, nie chciało mi się nawet odpowiadać. Przecież ja nie muszę pracować, więc oprócz nauki nic innego nie mam do roboty, najlepiej żebym miała 6.0, może wtedy ktoś by mnie docenił.

Za niedługo :koniec świata", nie wierzę w to, ale podświadomie mam nadzieję że nastąpi. Jeśli nie to może pomogę pozbyć się innym takiego ciężaru jakim jestem ja...

 Zjadłam dziś jajecznicę na mleku, nie wiem czy będzie coś więcej. Napisane chaotycznie, ale jestem pełna emocji.

Moje dzisiejsze dzieło, daję odpocząć nadgarstkom.



sobota, 8 grudnia 2012

Chciałam z tym skończyć.

Miał być koniec z blogiem, głodówkami i moim anorektycznym życiem. Ponad 2 tygodnie spędziłam sobie na normalnym jedzeniu (1000-1500kcal). Wydawało mi się, że już do tego nie wrócę. Bez Any jestem niczym, a raczej nikim. Oprócz niej nie mam nikogo, kto zawsze wysłucha i pomoże. Nie wiem co sobie wyobrażałam... Ten czas gdy byłam sama był okropny. Wahania nastroju, drobnostka potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi. Płakałam w autobusie bez powodu, nawet sny były okropne, budziłam się zalana łzami. Przytyłam, ważę 59kg to najwyższa waga jaką kiedykolwiek miałam. Jestem na siebie wściekła, mam ochotę wyciąć sobie ten okropny, zalegający tłuszcz. Zmobilizowałam się do ćwiczeń, chcę wyrzeźbić sobie brzuch. Do sylwestra miałam być chudzinką, a jestem grubsza niż na początku.

Nie mogę patrzeć na te zdjęcia, zrobiłam je bo chciałam porównać ze starymi. Kurwa, ale jestem wściekła. Kości obrosły mi tłuszczem, strzelić sobie w łeb to za mało. Nie mam nic więcej do powiedzenia, wstyd mi za siebie, przepraszam.