środa, 26 września 2012

Co robię nie tak? O ironio.

Trochę mnie tutaj nie było, ale nauka jest teraz moim priorytetem. Dostałam wczoraj 4+ i zastanawiam się czy poprawić na 5. Niszczy to moje idealne jak na razie oceny. Usłyszałam od nauczycielki z wfu po raz kolejny że mam sobie szukać nowej szkoły, głupie babsko. Tak żałosnej osoby to ja na oczy nie widziałam w całym moim życiu, zero podejścia do uczniów. Przemówienie zostało przesunięte na następny czwartek, więc mam jeszcze trochę czasu. Jednak zdecydowałam się go zrobić, przekonałyście mnie. Przeboleję jakoś te 2-3 minuty na środku sceny. To nie moja bajka, pomyśleć że moja siostra jest w kółku teatralnym. Chciałabym być taka jak ona (mimo że jest gruba). Ma sporą nadwagę, waży chyba ponad 60kg, a jest w 5 klasie podstawówki. Cała rodzina (w tym ja) jej dokucza, dręczy ją, ale jak grochem o ścianę. Zastanawiam się czy udaję że ją to nic nie boli. Mama i ja próbowałyśmy jej pomagać w odchudzaniu. Kupiłyśmy trampolinę, skakankę, hula hop, tabletki odchudzające (nie potrafi ich przełknąć), kisiel zapychający żołądek (nie smakuje jej). Nie korzysta z niczego, ale jej strata.

UWAGA! MOJA WAGA POKAZAŁA Z POWROTEM 56KG! Nie wiem o co chodzi. Opiszę jak wygląda mój dzień, może robię coś źle? Z tego wynika że jem za dużo.
5:55 Śniadanie - zawsze jest to musli (140kcal)
8:00-16:00 Żuję gumę
16:00 Obiad - tutaj nie mam dużego pola do popisu bo jem to co przygotuje mama.
18:00-19:00  Kolacja - przeważnie jest to kanapka, albo coś na co mam ochotę.

Od jutra przechodzę na SGD, będę musiała wyrzucać obiady, ale innego wyjścia nie mam. Jak widzę swoje odbicie w lustrze to rzygać mi się chce. Brzuch rośnie z dnia na dzień. W weekendy dużo wymiotuję, jest to silniejsze ode mnie. Ktoś prosił o zdjęcie mojej sylwetki. Ważę tyle samo co na początku, więc nie ma sensu. Kiedyś wrzuciłam jakieś tam zdjęcia, wystarczy poszukać.  W głowie zawsze mam ułożone co napisać, a jak się do tego zabiorę to zapominam o połowie rzeczy... mądra Karen, nie ma co.


sobota, 22 września 2012

Wrak człowieka?

Okropnie to mało powiedziane. Boli mnie głowa, plecy, żołądek po każdym zjedzonym posiłku. Wsadzę coś  do ust, przeżuję, połknę i momentalnie mnie naciąga. Do tego jeszcze kręci mi się w głowie. Nie, jedzenie więcej tutaj nic nie da, próbowałam. Żaden puder, ani korektor nie jest w stanie zakryć cieni pod oczami, wyglądam jakbym nie spała przez co najmniej miesiąc. Paznokcie pokryte białymi plamkami łamią się jak oszalałe, pomyśleć że kiedyś były piękne i długie. Co do cholery jest nie tak z moim organizmem? Przez miesiąc nie schudłam nawet grama. 

Jakiś czas temu przeczytałam książkę "Dieta(nie życia)". Czułam się jakbym czytała mój stary pamiętnik. Średnio mi się podobała. Moim zdaniem fakty są ponaciągane. Dziewczyna pisze, że jadła 1000 kcal, jeśli była w tak zaawansowanym stadium anoreksji to raczej nie była w stanie tyle pochłaniać. O ile dobrze pamiętam to nie było ani słowa o przeczyszczaniu, wymiotować zaczęła dopiero w szpitalu i chyba zrobiła to tylko raz. Nasuwa się pytanie: jakim cudem zeszła do tak niskiej wagi? Może wydawca książki kazał trochę pozmieniać, żeby nie stała się wzorem dla innych. Ja osobiście bym się na takie koloryzowanie nie zgodziła, oszukuje w ten sposób czytelników. Zdjęcia na ostatnich stronach to fajny pomysł, udowadniają że jednak jest to historia na faktach.

W piątek nie poszłam do szkoły. Byłam u fryzjera, staram się regularnie podcinać końcówki. Mam strasznie zniszczone włosy, zawdzięczam to tylko i wyłącznie sobie. W zeszłe wakacje zachciało mi się blondu i utleniłam włosy. Wyszło jak wyszło - zamiast pięknego złocistego blondu miałam na głowie jajecznicę. Płakałam chyba dwa dni z tego powodu. Człowiek uczy się na własnych błędach. Wróciłam do naturalnego koloru, ale farba strasznie szybko mi się wypłukiwała, więc postanowiłam dać sobie z tym spokój. Teraz jestem na etapie zapuszczania i mam kilometrowy odrost. Całe szczęście że jest moda na obree, ale niektóry ludzie patrzą na mnie z byka. 



środa, 19 września 2012

Dzień do skreślenia.

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale nie mogłam jakoś się zebrać do napisania tutaj. Dzisiejszy dzień jest jednym z tych o których chce się zapomnieć. Obudziły mnie lekkie, przebijające się przez rolety promienie słońca. Przypomniały mi się poranki w wakacje z tą różnicą że pobudka była o jakieś cztery godziny wcześniej. Wyszłam z domu w cieniutkim sweterku, humor mi dopisywał jak nigdy. Miałam nadzieję że jesienna chandra się skończyła i powróciło lato. Szybko jednak wszystko wróciło do normy. W szkole na pierwszych dwóch lekcjach był wf. Najgorszy przedmiot jaki może być. Pech chciał, że byłam w złym miejscu o złym czasie, oberwałam piłką prosto w twarz, cud że okulary są całe. Szczęście w nieszczęściu bo uniknęłam gry w siatkę, wymawiając się że boli mnie głowa. Zostałam zwyzywana że oszukuję i  kłamię jak zwykle i że mogę sobie już szukać nowej szkoły. Jestem uparta jak osioł i nawet siłą nie daliby rady zaciągnąć mnie na boisko. Nie umiem odbierać piłek, serwować czy ścinać. Każda próba kończy się siniakami na rękach.  Nie wszyscy muszą być sprawni fizycznie. Jedynym plusem  było to, że pod koniec zrobiłam 200 brzuszków i poćwiczyłam na siłowni. Szybko zleciało to sześć godzin, 30 minut przed ostatnim dzwonkiem rozpętała się taka ulewa że masakra. Ja oczywiście bez parasola, kurtki. Do autobusu dobiegłam mokra jak szczur. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Cholera, przecież ulewa za oknem, a oni się dziwią, że nie jestem sucha. Dotarłam do domu i teraz piję sobie ciepłą herbatę na rozgrzanie.

Na języku polskim pani zadała przemówienie. Najgorsze co może być, stresuję się tak mówić na forum klasy i to jeszcze przez tyle czasu. Nie jestem jakoś specjalnie wstydliwą czy nieśmiałą osobą. Gdy zostaję wywołana do czytania na głos to serce mi bije jak oszalałe, język zaczyna się plątać i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Kiedyś nie miałam z tym problemu. Próbowałam sobie z tym radzić, ale siedzi to głęboko w mojej durnej głowie. Słyszałam o hipnozie, podobno działa, ale żeby spróbować musiałabym komuś o tym powiedzieć. Mama mnie wyśmieje, kiedyś zaczęłam temat, a ta z niemalże oburzeniem "jak można nie umieć czytać w takim wieku". Pozostaje mi tylko pogodzić się z jedynką z polskiego. Jak na razie mam same piątki, dziwnie będzie tak dostać pałę.

Mama dziś kazała mi zmierzyć ciśnienie. Oczywiście się nie dało. Ciśnieniomierz na ręce zaciskał się cztery razy i nic. W najbliższym czasie pewnie zostanę zaciągnięta do lekarza. Bilanse wynoszą codziennie około 600kcal. Nie liczę dokładnie bo nie mam na to czasu.







niedziela, 16 września 2012

Poradnik cz.3 Jak przyspieszyć przemianę materii/metaboliozm?

Czym jest przemiana materii? To zdolność organizmu do zamiany dostarczonego mu paliwa (w postaci jedzenia) w energię. Nadmiar odkłada się w naszych brzuszkach, udach, biodrach...  Co za tym idzie, im szybszy metabolizm tym lepiej. Jak go przyspieszyć? Są różne sposoby, niektóre normalne inne trochę mniej.

1. Każdy kilogram mięśni podnosi przemianę materii do 15 kalorii dziennie. 
2. Pieprz, imbir, cynamon, ostra papryka. Intensywne smaki dobrze działają na metabolizm. Codziennie rano jem łyżeczkę sosu chili, do kawy dodaję cynamonu.  
3. Białko to chyba podstawa.  Nie odkłada się ono w postaci tłuszczu, jest długo trawione.  Organizm potrzebuje dodatkowej porcji energii żeby się go pozbyć, czerpie ją z naszych wałeczków na brzuchu.  Na samo strawienie i przyswojenie aminokwasów tylko z jednego jajka organizm zużywa ok. 35 kalorii.
4. Bez śniadania ani rusz.  Rozkręca ono metabolizm na cały dzień. Ja mimo że rano nie jestem głodna wmuszam w siebie cokolwiek.  Jeśli pominiemy ten posiłek organizm przestawi się na tryb magazynowania tego co zjemy.
5.  Woda, woda i jeszcze raz woda. 1,5 litra wody dziennie to wcale nie jest tak dużo.  Herbata i kawa do tego limitu się nie zaliczają, zamiast nawadniać to odwodniają organizm. 
6. Zjedzona kostka lodu powoduje spalenie dodatkowych 10 kalorii.
7. Zielona/czerwona herbata.  Podobno dzięki nim pali się dodatkowo 100kcal.
8.  Jogurt, najlepiej naturalny Calcium zawarte w nim przyspiesza metabolizm, a flora bakteryjna sprawia, że nasz organizm również przyspiesza procesy oczyszczania się z zalegających w nas resztek jedzenia.
9. Lodowata woda z cytryną przyspiesza spalanie tłuszczu.
10.  Akupersura (nie wiem co o tym myśleć)
-punkty tuż obok "skrzydełek" nozdrzy: poprawiają przemianę materii 
-koniuszek nosa: zmniejsza łaknienie 
-nasada nosa: pomaga w oczyszczeniu organizmu 
Masuj te miejsca przez 2 min., mocno je uciskając. 
11. Kofeina zawarta w kawie także dobrze działa.

Parę dni temu dostałam okresu, od dawna go nie miałam. Postanowiłam że przez ten czas będę jadła w miarę normalnie, ponieważ nie chcę żeby zatrzymał się w jakimś etapie cyklu. Nie ważyłam się prawie od miesiąca, ale raczej nic nie schudłam, jakiś zastój wagi mam. Boję się że przytyłam. Pojawiła się prośba o poradnik na temat wymiotowania, ale to już chyba przesada. Wpis chaotyczny, ale pisałam w ekspresowym tempie bo co chwila rozłącza mi się internet. Jak się ustabilizuje to poprawię.

Nie podobają mi się jej ręce i brzuch, ale uda ma świetne.

piątek, 14 września 2012

Karen i Ana dwie przyjaciółki na zawsze. Jak to się zaczęło?

No właśnie. Jak to się zaczęło? Sama do końca nie wiem. Kłótnie rodziców, krzyki, wrzaski, ból... z tego się chyba wszystko rozwinęło. Kiedyś nie wiedziałam czym jest anoreksja, nie zdawałam sobie sprawy, że jestem chora. Z perspektywy czasu dopiero to dostrzegłam. Pierwsze wyrzucanie śniadania przygotowanego przez mamę odbyło się jakoś na przełomie pierwszej/drugiej klasy gimnazjum. Nie widziałam w tym nic złego. Pierwszy posiłek jadłam około 15-16:00. Na samą myśl o obiedzie łzy napływały mi do oczu. Siedząc w kuchni nad talerzem, rzucałam w mamę wyzwiskami, że obiad jest ohydny, znowu ugotowała jakieś gówno... Było mi przykro z tego powodu bo przecież, ciężko pracuje wraca i stara się przygotować coś pysznego, a ja na nią krzyczę. Drugim i ostatnim posiłkiem jaki jadłam był jogurt, miał  164kcal. Nie liczyłam ich wtedy dokładnie, automatycznie wybierałam te najmniej kaloryczne. Przez cały dzień uzbierało się może 300kcal. Robiłam tak dzień w dzień, przez cały rok. Nie było mowy o "napadzie" po prostu nie potrzebowałam jedzenia. Nauczyciele w szkole zaczęli mnie wypytywać czemu  nie jem, zawsze kłamałam. Rodzice nic nie widzieli, od zawsze mieli mnie w dupie. Mogłam się zagłodzić, a oni by pewnie nie zauważyli mojego braku.

Nadeszła zima, którą prawie całą spędziłam w łóżku z termometrem pod pachą. W tym czasie nie jadłam nic, albo bardzo mało. Było ze mną nie najlepiej, więc mama została w domu. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Obudziłam się, nadszedł moment śniadania, przeciągałam go jak najdłużej się dało. Oglądałam w telewizji powtórki "M jak miłość", a mama wkroczyła do pokoju z hot-dogiem. Kazała mi go zjeść. Ta głupia bułka z parówką była przełomem w moim życiu. Pochłonęłam całego, w kiblu wylądował po jakiś 5 minutach bo mój żołądek nie był przygotowany na takie ilości kalorii. Gdyby nie on to kto wie czy bym jeszcze żyła. Od tego czasu zaczęłam jeść normalnie.

Długo nie wytrzymałam w tej "normalności". Nie umiałam radzić sobie z emocjami. Zaczęła się trzecia klasa gimnazjum. Problemy narastały, nie wiedziałam co robić. Sięgnęłam po żyletkę, po nadgarstkach spływały strumyki krwi. Jedno cięcie i od razu lepiej. Emocje wypływały razem z czerwonym płynem. To już nie pomagało, poszłam krok na przód. Planowałam swoją śmierć, skok z dachu albo tabletki. Spróbowałam, połknęłam garść tabletek, popiłam piwem. Nic nie dało, poza szybszym biciem serca.

Kolejny przełom. Obejrzałam w telewizji program o anorektyczkach i ruchu pro ana. Na początku nie wiedziałam co oznacza ten skrót. Szukałam informacji w internecie, blogi, forum... Wszystko to mnie bardzo wciągnęło. Chciałam do tego wrócić. I tak oto jestem.





W weekend planuję napisać kolejną część poradnika. Nad tematem nadal się zastanawiam, ale chyba będzie o tym jak przyspieszyć przemianę materii. 


wtorek, 11 września 2012

Czas, a raczej jego brak.

Wczoraj minął dokładnie miesiąc od założenia bloga. Kto by pomyślał, że tak szybko to zleci. Chciałabym Wam bardzo podziękować, za to że jesteście. Jeszcze niedawno odpoczywałam w słonecznej Turcji, pluskałam się nad rzeką, leżałam na pięknej; pachnącej trawie. Wakacje błagam Was wróćcie. Niby nie dawno, a mam wrażenie że dzieli mnie od tego cała odchłań   czasu. Za dokładnie 289 dni 6 godzin i 3 minuty będzie koniec roku szkolnego, za długo, stanowczo za długo. Dopiero początek, a ja już cierpię na brak czasu. Kartkówki, sprawdziany, zadania. Moje życie teraz się kręci wokół tego. Nie ma co, wiedziałam na co się piszę. Muszę zdobyć tą wymarzoną średnią.

Każdy nauczyciel myśli sobie chyba że ich przedmiot jest najważniejszy. Nie zdają sobie sprawy ile wszystkiego spoczywa na barkach uczniów. Mój dzień zaczyna się o 5:00 rano, a kończy o 24:00. Gdzie tutaj jest czas na odpoczynek? O rozrywce nawet nie wspomnę. Polski system edukacji jest chory, jestem w technikum na kierunku informatycznym, a najwięcej uczę się z biologi, fizyki i chemii. Te całe reformy idą w dobrym kierunku, nie wiem czemu tak wszyscy psioczą, ale to ciągle nic w porównaniu do innych krajów. Mam koleżankę w Anglii, która chodzi do szkoły trzy dni w tygodniu i nie uczy się po 8-9 godzin tylko po 6 maksymalnie 7. Może i jest tam niższy poziom nauczania, ale lepsze to niż uczniowie zasypiający na lekcjach z przemęczenia.

Byłam dziś na zakupach w lumpexie, znalazłam kilka perełek. Spędziłam tam chyba trzy godziny. Kupiłam śliczną czarną koronkową sukienkę, bluzę z adidasa i mnóstwo innych rzeczy. Kiedyś byłam sceptycznie nastawiona do sklepów z używaną odzieżą, ale w wakacje coś mnie podkusiło i poszłam pierwszy raz. Teraz bywam tam regularnie. Nie wstydzę się tego, gdy ktoś pyta "skąd to mam/gdzie kupiłam" to walę prosto z mostu że w second handzie. Większość ludzi jest zdziwiona, nie wiem skąd ten stereotyp, że używane=szmata do podłogi. Ubrania są lepszej jakości niż te ściery z New Yorkera czy Bershki. Za zaoszczędzone pieniądze wolę kupić sobie jakieś porządne spodnie w Big Starze czy Lee. Mam z nimi największy problem bo gdy są dobre w pasie to za krótkie nogawki, gdy dobre nogawki to za szerokie w udach... Błędne koło.

Natalia Siwiec. Zauważyłam że w programie u Kuby miała czerwoną bransoletkę. Przypadek?

sobota, 8 września 2012

Poradnik cz.2 Jak pozbyć się głodu/burczenia w brzuchu?

Tak jak obiecywałam dziś druga część poradnika. Jak pozbyć się głodu/burczenia w brzuchu? Ja uwielbiam ssanie w żołądku, burczenie (to słowo jest okropne, ale nie wiem jak inaczej to nazwać) trochę mniej. Jednak w szkole/uczelni/pracy jest to nie wskazane. Trzeba sobie jakoś radzić, a więc do rzeczy.

1. Guma do żucia. W moim przypadku całkowicie hamuje apetyt, u niektórych działa odwrotnie wręcz wywołuje głód. Żuję ją ciągle, najwięcej w szkole jakieś 2 paczki dziennie.Na opakowaniu pisze żeby nie spożywać w nadmiernych ilościach, ale u mnie NIGDY nie wywołało u mnie efektu przeczyszczającego.
2. Kawa. Najlepiej czarna bez cukru i  mleka. Wiem że mało kto taką lubi  Organizm po jakimś tygodniu przyzwyczai się do "nowego" smaku, więc może warto pomęczyć się przez ten czas?  Ja robię z świeżo mielonej kawy i minimalnej ilości mleka 0%, albo 0,5%. Ewentualnie można dodać słodzik. Dostarczy nam energii na długi czas.
3. Zielona/czerwona herbata. Wypijając zapełniamy żołądek, a dodatkowo przyspieszamy przemianę materii i spalanie tłuszczu. Ja piję z ogromnych kubków 350-400 ml.
4. Woda. Im więcej tym lepiej. Pijąc pół kubka wody co pół godziny, będziemy mieć nieustannie zapełniony żołądek. Jeśli jemy mało to jest bardzo ważna. No chyba, że ktoś chce się odwodnić i wylądować w szpitalu.
5. Cola light. Ma mało kalorii i dużo kofeiny. Efekty będą podobne do kawy. Ja osobiście w ogóle nie piję coli bo nie lubię.
6. Chrom. Zmniejsza ochotę na słodycze i węglowodany. Znajduje się głównie w mięsie, cynamonie, ziarnach i warzywach. Są również odpowiedniki w tabletkach. Decydując się na niego warto poczytać o "efektach ubocznych". Nikt nie chce mieć twarzy obsypanej wypryskami.
7. Mycie zębów. Pomaga przy zapobieganiu wieczornym napadom. Jeśli nie chcesz już nic jeść umyj zęby. Zapach, smak daje efekt świeżości u ustach tak jak przy gumie do żucia.
8. Chudeus fix, Reducenol. Są to leki, znalazłam ich w książce którą mam w domu. Hamują łaknienie, przyspieszają przemianę materii itp. NIGDY ich nie stosowałam, więc za dużo o nich nie napiszę, więcej informacji jest w internecie. Można je kupić chyba bez recepty.
9. Sudafed podobno wstrzymuje apetyt i daje "kopa energii" na cały dzień. Odpowiednik Tussipect'u, który teraz jest na receptę. Z własnego doświadczenia nic nie napiszę, bo nie stosowałam.
10. Guarana w tabletkach. Pobudza organizm, zawierają ją wszystkie energetyki. 
11. Papierosy. Hamują apetyt, ale czy warto wydawać tyle pieniędzy i się truć? 
12. Jeśli chcemy już sięgnąć po coś do jedzenia to warto się zastanowić czy aby na pewno chcesz zniszczyć to co osiągnęłaś tym jednym głupim batonikiem? Zjedzenie go trwa jakieś 30 sekund, a  tłuszcz w biodrach/udach będziesz mieć przez całe życie. Poświęcisz wszystko dla tej chwili "przyjemności"?

W miedzy czasie jak pisałam notkę poszłam piec rogaliki maślane. Nawaliłam tyle masła, margaryny i innych kalorycznych świństw, że od samego zapachu boli mnie żołądek. Moja rodzina pochłonie ich w kilka sekund, oni lubią takie rzeczy. Jeden ma pewnie jakieś 100kcal. Przepraszam, że nie komentuję Waszych blogów tak często jak kiedyś, ale mam strasznie mało czasu. Wpisy czytam głównie na telefonie w nocy. Dziś będę nadrabiać.

Do zobaczenia chudzinki :*



środa, 5 września 2012

Mój wybór, moje życie.

Ostatnio dostałam kilka nie miłych listów na maila, a więc coś na ten temat. Po pierwsze to co tutaj publikuję to tylko MOJE zdanie, nikomu go nie narzucam. Wybrałam taką drogę przez życie, a nie inną, więc nie namawiajcie mnie do "normalności". Nie propaguję i nie namawiam nikogo do anoreksji. Każdy ma swój rozum i wie co dla niego jest dobre. "Popełniasz powolne samobójstwo", "Powodzenia w umieraniu". Ciekawi mnie czy jak widzicie osobę palącą papierosa na ulicy mówicie jej to samo? Przecież to też prowadzi do wielu śmiertelnych chorób. Pewnie nawet na nowotwory wywołane nikotyną umiera więcej osób. Nie zmuszam i nie grożę nożem przy gardle, żeby ktokolwiek wybrał ten sam styl życia co ja, albo stosował którąś z moich porad. Jeśli chcesz, to okej, Twój wybór, nie będę się wtrącać. Z Aną nie zawsze jest tak różowo jak opisywana jest na blogach. Potrafi w minutę przeobrazić się z anioła w potwora. Zanim cokolwiek zdecydujesz zastanów się sto razy. Gdy raz wpuścisz ją do domu to już nigdy nie odejdzie.

Czekałam dziś przed piekarnią na koleżankę przez 20 min i obserwowałam ludzi. Kupują sobie drożdżówki, pączki, bułki, babeczki, jagodzianki. Nikt z nich się nie zastanowi nawet ile to ma kalorii, zazdroszczę im tego, ja znam całe tabele kaloryczne. Zaciekawiła mnie jedna dziewczyna, nawet podeszłam bliżej żeby zobaczyć co dokładnie bierze. Chuda jak patyk i do tego piękna, mój ideał. Kupiła całą górę pieczywa, od chleba do słodkich bułeczek maślanych. Bulimiczka albo ma przemianę materii sportowca. Mam nadzieję, że jutro ją znowu spotkam i zerknę czy nosi bransoletki.

Wczoraj zjadłam sporo bo całe 600kcal, ale nie wymiotowałam, więc sukces. Dziś jakieś 130 kcal, może coś to tego jeszcze dorzucę bo mam ochotę na kawę. Nie kręci mi się w głowie, ssania w żołądku również brak. W szkole koleżanka zwróciła uwagę na bransoletkę i zapytała czy wiem że to symbol anorektyczek, szybko zaprzeczyłam. Całe szczęście, że motylki były schowane bo mogłaby coś podejrzewać. Ona się odchudza, ćwiczy i dużo wie. Ciekawe czy jest jedną z nas.Może kiedyś się dowiem. Fajnie by było mieć wsparcie od kogoś z realnego świata.

Dowiedziałam się, że dostałam nagrodę za oceny, na pewno jakaś książka, ale miło że ktoś mnie docenił. Pozostaje mi czekać, aż moja kochana wychowawczyni mi ją dostarczy. Pewnie będę na nią czekać do czerwca. W tym roku postaram się o stypendium, nie będą to duże pieniądze, ale zawsze coś. Pozostaje tylko przyłożyć się do nauki i zdobyć to 4,75 a najlepiej 5,0.


Bilans:
musli 109kcal
sucharek 20kcal
Razem: 129kcal.

Uwielbiam je i jak tutaj wybrać tylko jedną?

Dołączam się do tej prośby :P

poniedziałek, 3 września 2012

Złota, polska jesień.

Szaro, buro i ponuro. Te trzy słowa idealnie opisują pogodę za oknem. Wstałam dziś o godzinie 6:30, umalowałam się, wyprostowałam włosy, założyłam idealnie wyprasowaną błękitną koszulę, czarny żakiet, obcisłe spodnie i mokasyny (wybrałam jednak coś bardziej eleganckiego niż to co pokazałam kiedyś tam na zdjęciu).  Na dzień dobry zostałam upomniana za zły strój, bo najlepiej żebym ubrała się w ciemną spódniczkę za kolano, białe rajstopki, jasną koszulę i czarne baleriny. No niestety ja nie lubię takich stonowanych kolorów. Sztuczne uśmieszki i słodziutkie buziaczki w policzek, oh, jakie ja mam super koleżanki w klasie. Żyć nie umierać po prostu.

Plan lekcji mam super, bardzo mi odpowiada. W piątki kończę o 13:30 to będę chodzić na dwie godziny na basen. Do szkoły mam daleko i autobusy mi nie pasują (mam przesiadkę w jednym mieście), więc będę musiała mieć aż trzy bilety miesięczne, szkoda mi wydawać prawie 300zł na głupi kawałek kartki. Mogłabym za to kupić sobie rowerek stacjonarny. Za rok problem zniknie bo będę robić prawo jazdy.

Jutro idę odebrać świadectwo. Dopiero teraz bo nie było mnie na zakończeniu roku. Ciekawa jestem jakie mam wypisane zachowanie. Nie mam za dobrych stosunków  z wychowawczynią, bo nie daję sobą pomiatać i sprzeciwiam się jej jak coś mi nie odpowiada. Pech chciał, że jest to wf-istka (stare, wredne babsko). Ma problemy z alkoholem, wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nic nie zrobi. Raz zwyzywała mnie od tępaków i powiedziała że jeśli jestem aż tak głupia to mogłam wybrać zawodówkę (nie umiałam wtedy zrobić ćwiczenia na wf-ie). Byłam nawet z tym u pedagoga, no ale jak "grochem o ścianę".

W niedzielę podpisywałam swoje zeszyty. Podniecam się tym jak dziecko z pierwszej klasy. Uwielbiam zakupy szkolne. Nie wiem jak niektórzy mogą mieć jeden zeszyt do wszystkiego. Ja mam mnóstwo (zawsze kupuję więcej), znalazłam nawet z motywującymi napisami "never say never" czy "don't give up". Piękne, kolorowe i świecące, czekają na wypełnienie je moim pismem.

Przyszedł mi mój sweter z allegro. Jest świetny! Ciepły i mięciutki. Jedynym minusem jest to że na początku strasznie śmierdział "nowością". Będzie idealny na jesień, a później pod kurtkę w zimie.

Na e-maila przychodzą mi nie miłe listy, następną notkę poświęcę na poruszenie tego tematu.


Moja tapeta w telefonie <3



sobota, 1 września 2012

Poradnik cz.1 Jak ukrywać jedzenie? Sposoby i sztuczki.

Widzę że nikt nie ma nic przeciwko tym poradnikom, a więc dziś część pierwsza. Pewnie macie problem, gdy okazuje się że w najbliższej przyszłości czeka Was "rodzinny obiadek". Jak sobie poradzić z talerzem wypełnionym po brzegi? Co zrobić gdy wszyscy patrzą Ci na ręce? Kilka sztuczek i trików. Większość jest znana i oczywista, ale postanowiłam zamieścić tutaj wszystkie.

1. Napełniamy kubek (koniecznie ciemny, nie może to być przeźroczysta szklanka) jakimś kolorowym napojem (cokolwiek tylko nie woda, i tak tego nie będziemy pić) do połowy. Nigdy nie nalewamy do pełna. Podczas obiadu udajemy że piejemy i  wypluwamy do niego jedzenie ( nie należy tutaj przesadzać z ilością). Trzymamy blisko siebie, żeby ktoś nie zajrzał do środka.
2. Sposób na "chomika". Chyba najłatwiejszy. Podczas obiadu wpychamy jedzenie do buzi ( tutaj też należy nie przesadzać z ilością) i odchodzimy. Ja zawsze nastawiam budzik w telefonie i zostawiam w pokoju, gdy zadzwoni idę "odebrać". Później idę do toalety i ostatni raz gdy "skończę jeść". Tak oto cały prawie cały posiłek ląduje w toalecie. Łączenie od stołu lepiej nie odchodzić więcej niż dwa/trzy razy bo ktoś na pewno się zorientuje. To chyba najlepsza i najbardziej niezawodna metoda.
3. Zakładamy  gruby sweter. Do kieszeni wkładamy woreczek foliowy/folię aluminiową. Podczas jedzenia dyskretnie podrzucamy tam zawartość talerza. Trzeba uważać żeby za bardzo nie szeleścić!
4. Sposób podobny do tego powyżej, tyle że tym łatwiej oszukać piguły w szpitalu. Robimy dziurę w środku albo obok kieszeni. Przyszywamy woreczek tak żeby przez dziurę można było wrzucać jedzenie. Gdy ktoś zajrzy nic nie znajdzie.
5. Tradycyjnie pchamy do rękawów, to chyba w ostateczności. Nie wyobrażam sobie mieć ręki wysmarowanej masłem, albo schabowym.
6. Gdy mamy ziemniaki robimy z nich paćkę. Optycznie jest wtedy mniej, ale czy ktoś się na to nabierze? moja mama na pewno.
7. Jemy z psem ewentualnie innym zwierzakiem obok siebie. Gdy nikt nie patrzy podrzucamy mu.
8. Podczas obiadu jesteśmy poza domem. Gdy wracamy pytamy czy coś zostało (trzeba zachować pozory :P). Jeśli tak to wyrzucamy, wtedy w kuchni nie powinno już nikogo być.
9. Gotujemy obiad i wmawiamy że podczas przygotowania się "najadłyśmy".
10. Nakrywamy do stołu, krzątamy się po kuchni gdy wszyscy jedzą. Gdy skończą to zmywamy po obiedzie. W między czasie coś nakładamy na talerz i "jemy". Robimy dużo zamieszania.
11. Symulowany ból brzucha/zęba. Sprawdza się na początku, gdy rodzice nie są "czujni".
12. "Jemy" tak długo, aż wszyscy sobie pójdą. Kto normalny będzie siedział przy stole tyle czasu? Każdemu kiedyś się znudzi. Gdy nikogo nie będzie spokojnie pozbywamy się zawartości talerza.
13. Gdy już nic nie wychodzi to desperackie chowanie schabowego pod surówką, robienie "syfu" na talerzu i wokół  żeby wyglądało na w jakimś stopniu zjedzone.

Jeśli któraś z Was ma jakiś sposób o którym nie wspomniałam to bardzo chętnie go tutaj dodam. Następnym razem postaram się napisać o "wspomagaczach" przemiany materii i odchudzania, albo pozbycia się uczucia głodu (nie rozumiem jak można chcieć pozbyć się czegoś tak przyjemnego?). Jestem otwarta na propozycje co do tematów. 

Może komuś przydadzą się te moje wypociny, mam przynajmniej taką nadzieję. Mogę się założyć, że na początku każda z Was szukała jakiś informacji na ten temat w internecie.

Nóżki <3