poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Nie wiem

GRUBA SZMATA. Jak dawno mnie tutaj nie było. Wiele się zmieniło, nie wiem co myśleć. Wiem jedno.... jestem grubą szmatą. Tęsknię za dawną sobą. Gdzie kurwa podziała się moja perfekcja? Jestem rozbita na malutkie kawałeczki. Z jednej strony chcę tego, a z drugiej wiem jakie to bagno. Ona jest jak bumerang - zawsze wraca. Ostatnio po cichutku zapukała do mojego życia. Jest taka jak kiedyś, piękna i szczupła. Bez niej było mi dobrze, ale tylko do czasu. Chyba znowu się nakręcam, a szło mi tak świetnie.
Nienawidzę siebie i mojego ciała. Boże czy będę się z sobą męczyć do końca życia? Nie wiem, na prawdę nie wiem co robić.
POWRÓT?

niedziela, 23 grudnia 2012

Kraków, święta i wszystko inne. Wesołych Świąt!

Hej wszystkim!
Ten tydzień minął tak szybko, zdecydowanie za szybko. Od poniedziałku nie chodziłam do szkoły, bo oceny i tak już wystawione. Trochę olałam sobie sprawę, gdyż miałam zaliczać angielski na wyższy stopień. W czwartek byłam w Krakowie. Trochę zamieszania było, ponieważ wszystkie bilety były wyprzedanie, więc nie miałam jak wrócić. Jednak bardzo miło wspominam ten dzień, gdy jestem poza domem potrafię się śmiać, cieszyć. Galerię Krakowską dosłownie przebiegłam bo miałam tylko 3 godziny, a to zdecydowanie za mało jak na taką dużą galerię. Kupiłam sobie tylko spodnie, ale już zbieram pieniądze na następny wyjazd.

Dom prawie wysprzątany, ciasteczka upieczone... teraz tylko czekać na Boże Narodzenie. Są to moje ulubione święta, mimo że otoczone są taką sztucznością. Nienawidzę dzielić się opłatkiem, z tegoż względu też nie poszłam na wigilię klasową. Uśmieszki, buziaczki, czułe słówka, dajcie spokój. Za moment będę stroić choinkę. Co roku mam żywą, pachnącą... nie wyobrażam sobie świąt ze sztuczną. Jutrzejszy dzień trochę mnie przeraża bo wiem, że stół będzie uginał się od jedzenia. Dwanaście potraw i każdą będę musiała zjeść, albo chociaż spróbować. Jakoś dam radę, dziś wyniosłam w ustach pół kotleta. Nie wiem co odwaliło mojej mamie, nigdy mnie nie zmuszała. Obawiam się że zauważyła, że wczoraj wymiotowałam. Byłam u babci na urodzinach, a jak z babciami jest to wiadomo... wepchnie pół lodówki i szczęśliwa. Dostałam od niej już prezent na gwiazdkę, a mianowicie śliczny sweterek w paski. Pierwszy raz jestem zadowolona z prezentu od niej.

Zaraz po świętach wyjeżdżam do Austrii i nie będzie mnie aż do 3 stycznia. Sylwester w górach, coś pięknego, zazwyczaj spędzałam go w Zakopanem, albo na imprezie. Trochę będzie się różnił od tych pozostałych bo wypiję mało alkoholu, w sumie cieszę się,  ale z drugiej strony to pierwszy sylwester bez moich przyjaciółek. Przed wyjazdem postaram się napisać jeszcze jedną notkę, wstawię zdjęcia z Wigilii.


Choinka z minionego roku.
Życzę Wam Wesołych Świąt, spełnienia marzeń tych dietowych i nie tylko, a także wspaniałego Sylwestra w gronie osób, których kochacie. 



niedziela, 16 grudnia 2012

Pora skończyć ze sobą?

Zaczynam powoli mieć dosyć wszystkiego. Zostałam zwyzywana przez ojca od tępych idiotek... bo chciałam wyrzucić trochę sałatki bo zmieszała się z tą którą nie lubię. Dosłownie trzy łyżeczki jak mniej, ale przecież to marnowanie jedzenia,  "jak sobie będziesz zarabiać to wtedy wyrzucaj". Wybiegłam z płaczem, a nie lubię okazywać emocji przy ludziach. Prawie codziennie zostaje mi przypomniane jakim jestem zerem "zobaczymy co Ty pokażesz w przyszłości, jeszcze Ci to przypomnę jak będziesz ulice zamiatać", "Ty do Anglii? Zmywak czeka" i inne tego typu teksty na temat tego, że nie będę miała rodziny i pieniędzy. Zero wsparcia, pomocy... w ciągu całego mojego życia nigdy nie zostałam pochwalona. Każda czynność, którą wykonuję jest zła. Kiedyś sprzątałam łazienkę przez 3 godziny gdy mama była w pracy, jak wróciła dowiedziałam się, że nic nie jest zrobione, a wtedy na prawdę się starałam, wyszorowałam wszystko łącznie z kiblem. Oczywiście pokłóciłyśmy się i w ruch poszła żyletka, pocięłam wtedy nogi, jakiś czas później to zobaczyła i powiedziała, że nawet nóg sobie ogolić nie potrafię.

Jak byłam dzieckiem to w nocy nie potrafiłam spać (tylko wtedy jak ojciec był w domu), towarzyszyło mi takie dziwne uczucie, bałam się czegoś. Płakałam całe noce, a nawet modliłam się o rozwód rodziców. Kilka razy prosiłam o śmierć. Aktualnie już nie wierzę w Boga, nigdy mi nie pomógł, chodzę do kościoła z przymusu.

Będę miała średnią ~4,8, gdy powiedziałam o tym mamie usłyszałam "Czemu nie 5.0?". Zakończyło to naszą rozmowę, nie chciało mi się nawet odpowiadać. Przecież ja nie muszę pracować, więc oprócz nauki nic innego nie mam do roboty, najlepiej żebym miała 6.0, może wtedy ktoś by mnie docenił.

Za niedługo :koniec świata", nie wierzę w to, ale podświadomie mam nadzieję że nastąpi. Jeśli nie to może pomogę pozbyć się innym takiego ciężaru jakim jestem ja...

 Zjadłam dziś jajecznicę na mleku, nie wiem czy będzie coś więcej. Napisane chaotycznie, ale jestem pełna emocji.

Moje dzisiejsze dzieło, daję odpocząć nadgarstkom.



sobota, 8 grudnia 2012

Chciałam z tym skończyć.

Miał być koniec z blogiem, głodówkami i moim anorektycznym życiem. Ponad 2 tygodnie spędziłam sobie na normalnym jedzeniu (1000-1500kcal). Wydawało mi się, że już do tego nie wrócę. Bez Any jestem niczym, a raczej nikim. Oprócz niej nie mam nikogo, kto zawsze wysłucha i pomoże. Nie wiem co sobie wyobrażałam... Ten czas gdy byłam sama był okropny. Wahania nastroju, drobnostka potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi. Płakałam w autobusie bez powodu, nawet sny były okropne, budziłam się zalana łzami. Przytyłam, ważę 59kg to najwyższa waga jaką kiedykolwiek miałam. Jestem na siebie wściekła, mam ochotę wyciąć sobie ten okropny, zalegający tłuszcz. Zmobilizowałam się do ćwiczeń, chcę wyrzeźbić sobie brzuch. Do sylwestra miałam być chudzinką, a jestem grubsza niż na początku.

Nie mogę patrzeć na te zdjęcia, zrobiłam je bo chciałam porównać ze starymi. Kurwa, ale jestem wściekła. Kości obrosły mi tłuszczem, strzelić sobie w łeb to za mało. Nie mam nic więcej do powiedzenia, wstyd mi za siebie, przepraszam.


niedziela, 18 listopada 2012

Wszystko okej, żyję.

Witam Was wszystkich po długiej nieobecności, żyję - nie zagłodziłam się, nie zaćpałam, nie zabiłam. Dziękuję tym osobom, które pisały e-maile w tym czasie, na prawdę bardzo mi to pomogło. Ludzie, którzy kompletnie mnie nie znają, martwią się o mnie bardziej niż rodzina. Moje życie trochę się pokomplikowało w ostatnim czasie, nie miała czasu, ochoty, ani siły tutaj pisać.

Mam problem z skleceniem kilku słów, zdań. Moja motywacja uciekła, zniknęła... nic mi się nie chce. O szkole nie wiem czy warto tutaj wspominać. Nieklasyfikowanie z fizyki, nagana, mnóstwo nieobecności, zagrożenie z wfu. Wywiadówka we wtorek, nigdy się nie bałam, teraz jest inaczej. Planuję zmienić szkołę, może inne środowisko jakoś na mnie wpłynie. Pytanie tylko czy jakakolwiek szkoła mnie zechce.

Na ramieniu mam trzy nowe, krwawiące rany. Boli, bardzo boli. Myślałam, że jestem przyzwyczajona do tego rodzaju bólu. kurwa,nigdy więcej tego nie zrobię. Na śniadanie zjadłam tosty z sałatką, obiadu prawie nie tknęłam w sumie może pięć łyżek zupy, teraz pochłonęłam 3 mandarynki, do wieczora chyba już się nic nie zmieni (600/700kcal?). Muszę wrócić do dokładnych bilansów, brakuje mi tego. Od jutra zaczynam ostro ćwiczyć, pół godziny rano i godzina wieczorem. Nie mogę na siebie patrzeć, przytyłam chyba 5 kg, nie wiem jakim cudem. Zaczynam 3 miesięczną kurację regenerującą włosy i paznokcie. 15 tabletek z drożdżami dziennie, mam nadzieję że od tego się nie tyje.

Okej, idę nadrabiać ogromne zaległości związane z Waszymi blogami.


poniedziałek, 5 listopada 2012

Streszczenie tygodnia, koniec walki.

Musiałam zastanowić się nad swoim życiem, za dużo ostatnio myślę. Wracam do odchudzania, nie chce mi się już z tym walczyć. Podjęłam już decyzję, nic jej nie zmieni. Kupiłam sobie nową wagę i pokazała 58 kg, przytyłam 5 kg w niecały miesiąc, gdy próbowałam wrócić do normalnego jedzenia. Masakra. Nie wiem jak to możliwe, mój metabolizm jest chyba doszczętnie zniszczony. No nic... nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Kieruję się zasadą minimum kalorii - maksimum ruchu.

Co się działo u mnie przez ten cały tydzień? Oprócz codziennej walki z jedzeniem to nic ciekawego. Dużo czasu spędziłam na cmentarzach, lubię ten klimat panujący w nocy po święcie zmarłych. Znicze, kwiaty... wszystko tak pięknie wygląda. W sobotę bawiłam się na zaległej imprezie halloweenowej. Wypiłam za dużo,  wiem, że nie powinnam, ale fajnie jest czasem poczuć się szczęśliwą i nie pamiętać o niczym. Od teraz raczej będę unikać alkoholu, przynajmniej się postaram. Mam bardzo dużo zaległości, ostatnimi czasy wagarowałam, nie pojawiałam się w szkole nawet kilka dni pod rząd. Jakoś nieswojo się tam czuję, muszę udawać kogoś kim nie jestem. Przed przestąpieniem progu szkoły zakładam wesołą maskę, w domu muszę to odreagowywać. Coś złego się ze mną dzieje, znowu po nadgarstkach popłynęły czerwone strumyczki krwi. Po raz kolejny, dziękuję Ci tato za przemiłe słowa, kocham Cię.  Od jutra będzie lepiej, muszę się ogarnąć i nauczyć się mieć wszystko w dupie. Jakiś czas temu wzięłam kilka tabletek acodinu, nic się nie dzieje, super. Nie widzę żadnej różnicy, no może poza jakąś taką błogą ciszą panującą w moim pokoju.

Bilans:
pierogi z truskawkami- 200/300 kcal


Zabieram się za angielski i niemiecki, na deser zostaje mi referat z historii. Do zobaczenia, a raczej do napisania... czy jakoś tak.



Widziałyście przemianę Olgi Kaczyńskiej? Wspaniała! Z uroczego pączusia stała się idealna. Brak słów.

niedziela, 28 października 2012

Lekarz + badanie krwi = PANIKA.

Ostatnie dni spędziłam sobie w domu, ponieważ bardzo bolało mnie miejsce obok kości biodrowej. Mama oczywiście zasiała panikę, że to wyrostek robaczkowy, albo coś nie tak z jajnikiem. W czwartek rano byłyśmy u lekarza, o dziwo nie było bardzo długiej kolejki. Przed wizytą wypiłam dużo wody w razie gdyby  chciała mnie ważyć, było to głupim pomysłem bo nie mogła mnie zbadać z powodu pełnego pęcherza. Nic nie wykryła, więc zleciła badanie krwi. W piątek byłam na pobieraniu, o dziwo nie zemdlałam. Na moje szczęście dostałam wyniki tylko z OB (chyba tak nazywało się to badanie), okazało się, że wszystko w porządku. Morfologia będzie dopiero w poniedziałek, jak dobrze pójdzie to mama sobie zapomni i nie odbierze. Chociaż w sumie to małe szanse żebym miała anemię, nawet gdy byłam 8 kg chudsza to miałam idealne wyniki.

Wczorajszego dnia nie wspominam za dobrze. Mój brat miał urodziny, a więc zjechało się dosyć sporo gości. Taką już mamy tradycję, że w każde urodziny jest pełny dom ludzi. Zjadłam dużo... chipsy, winogrona, mandarynki, nawet spróbowałam trochę tortu. Miałam dobry humor, więc jadłam bez większych wyrzutów sumienia. Niestety wszystko pękło jak bańka mydlana. Znowu wymiotowałam, kwas żołądkowy wypalił mi  usta bo mam całe popękane, z większych ran leci krew. Milion razy sobie obiecywałam, że już tego więcej nie zrobię. Gdy zaczynałam przygodę z rzyganiem, chciałam tylko spróbować czy umiem. Na początku nie wychodziło,  z czasem nabrałam wprawy. Z mojej ciekawości mam teraz zniszczony przełyk i zęby. Czytam na blogach u "nowych" dziewczyn, które dopiero zaczytaną przygodę z pro-aną, że chcą wymiotować, ale nie potrafią. Zamiast iść na skróty, lepiej spalić nadmiar kalorii. Gdy już się zaczęło trudno jest skończyć...