piątek, 14 września 2012

Karen i Ana dwie przyjaciółki na zawsze. Jak to się zaczęło?

No właśnie. Jak to się zaczęło? Sama do końca nie wiem. Kłótnie rodziców, krzyki, wrzaski, ból... z tego się chyba wszystko rozwinęło. Kiedyś nie wiedziałam czym jest anoreksja, nie zdawałam sobie sprawy, że jestem chora. Z perspektywy czasu dopiero to dostrzegłam. Pierwsze wyrzucanie śniadania przygotowanego przez mamę odbyło się jakoś na przełomie pierwszej/drugiej klasy gimnazjum. Nie widziałam w tym nic złego. Pierwszy posiłek jadłam około 15-16:00. Na samą myśl o obiedzie łzy napływały mi do oczu. Siedząc w kuchni nad talerzem, rzucałam w mamę wyzwiskami, że obiad jest ohydny, znowu ugotowała jakieś gówno... Było mi przykro z tego powodu bo przecież, ciężko pracuje wraca i stara się przygotować coś pysznego, a ja na nią krzyczę. Drugim i ostatnim posiłkiem jaki jadłam był jogurt, miał  164kcal. Nie liczyłam ich wtedy dokładnie, automatycznie wybierałam te najmniej kaloryczne. Przez cały dzień uzbierało się może 300kcal. Robiłam tak dzień w dzień, przez cały rok. Nie było mowy o "napadzie" po prostu nie potrzebowałam jedzenia. Nauczyciele w szkole zaczęli mnie wypytywać czemu  nie jem, zawsze kłamałam. Rodzice nic nie widzieli, od zawsze mieli mnie w dupie. Mogłam się zagłodzić, a oni by pewnie nie zauważyli mojego braku.

Nadeszła zima, którą prawie całą spędziłam w łóżku z termometrem pod pachą. W tym czasie nie jadłam nic, albo bardzo mało. Było ze mną nie najlepiej, więc mama została w domu. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Obudziłam się, nadszedł moment śniadania, przeciągałam go jak najdłużej się dało. Oglądałam w telewizji powtórki "M jak miłość", a mama wkroczyła do pokoju z hot-dogiem. Kazała mi go zjeść. Ta głupia bułka z parówką była przełomem w moim życiu. Pochłonęłam całego, w kiblu wylądował po jakiś 5 minutach bo mój żołądek nie był przygotowany na takie ilości kalorii. Gdyby nie on to kto wie czy bym jeszcze żyła. Od tego czasu zaczęłam jeść normalnie.

Długo nie wytrzymałam w tej "normalności". Nie umiałam radzić sobie z emocjami. Zaczęła się trzecia klasa gimnazjum. Problemy narastały, nie wiedziałam co robić. Sięgnęłam po żyletkę, po nadgarstkach spływały strumyki krwi. Jedno cięcie i od razu lepiej. Emocje wypływały razem z czerwonym płynem. To już nie pomagało, poszłam krok na przód. Planowałam swoją śmierć, skok z dachu albo tabletki. Spróbowałam, połknęłam garść tabletek, popiłam piwem. Nic nie dało, poza szybszym biciem serca.

Kolejny przełom. Obejrzałam w telewizji program o anorektyczkach i ruchu pro ana. Na początku nie wiedziałam co oznacza ten skrót. Szukałam informacji w internecie, blogi, forum... Wszystko to mnie bardzo wciągnęło. Chciałam do tego wrócić. I tak oto jestem.





W weekend planuję napisać kolejną część poradnika. Nad tematem nadal się zastanawiam, ale chyba będzie o tym jak przyspieszyć przemianę materii. 


13 komentarzy:

  1. Strasznie smutne to, co napisałaś, że już od dzieciństwa masz takie kłopoty :( ja zaczęłam się odchudzać dopiero w liceum. trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej! Cudna historia. Ja nie umiałabym. Stres, ból, krzyk, kłótnie zapominam i odstresowuję przy jedzeniu!!! To jest okropne... -.- Nie mam już sił do całego życia.

    Trzymaj się ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na działające już od paru miesięcy forum pro ana starving.pun.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie że jesteś z nami kochana;):****

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji u siebie. Cieszę się, że tu jesteś ;))
    loveskinny.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. niby nie powinnam miec a mam ogromny problem =< czekam na notke z przemina materii ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. Super blog <3
    Trzymam za Ciebie kciuki :)

    Zapraszam na mojego bloga :
    http://pro-ana-swiat.blogspot.de/

    http://pro-ana-swiat.blogspot.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. To takie przykre , a jednocześnie żałosne , że dziecko wpada w chorobę , właściwie z winy swoich rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co te problemy robią z ludźmi...
    Też się cięłam.. nie widziałam sensu życia. Nie mogłam się odnaleźć chciałam skończyć z tym jednak miałam za mało odwagi.
    Z Aną już trochę jestem. Miałam pewne przerwy jednak to wraca.. Zawsze wraca. Od Any nie da się uwolnić. Przykra jest twoja historia. Współczuję Ci bardzo..
    Pozdrawiam.
    Insane.
    Chudnijmy :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Sluchaj...To na prawdę nie tak...Nie można w ten sposób uciekać od problemów.Wiem to z własnego doświadczenia .Ja np.mam pewne kłopoty z jedzeniem,ale wiem,ze nie tędy droga i staram się stawać z problemami twarzą w twarz,a nie uciekać w anoreksje,nalogi samookaleczanie itp. Chcę być silna,a anoreksja świadczy o braku odwagi i sily,by sprostać problemom...Przemyśl to 😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże, 300kcal...mój dzień z jedzeniem wygląda dziwnie :( jedna kromka chleba cieniutko posmarowana na to ogórek i jeszcze do popicia woda. I nie jem tak od 6.30 do 15 a ''kolacje'' jem o 18 taką samą jak śniadanie. Gorzej jak ma się skapnie że prawie w ogóle nic nie jadłam przez dzień to robi obiad i sama nakłada mi na talerz tyle tego jedzenia że mam ochotę po zjedzeniu tego zwymioyować wszysyko ale nie mogę ;( jeszcze obiady u babci zmora w ciągu tygodnia. Mam tak od września no i jeszcze może z połową czerwca(z tego c zauważyłam z moich dziennych posiłków). A co do samookaleczania to interptetuję to tak ''samookaleczamie się to ni szpan wśród rówieśników to krzyk o pomoc'' jeśli z tum skończyłaś to dobrze bo to do niczego nie prowadzi :) sama też mam czasem takie myśli jak ty ale próbowałam je odganiać od siebi albo je zagłuszać. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem w 1 gim. Miałam głodówki po 100 kcal dziennie ... ale nie umiem tak wytrzymać pomocy !

    OdpowiedzUsuń
  13. Doskonale rozumiem... Ja kiedyś się cięłam, ale przestałam. Niedawno usłyszałam od własnego ojca że mam grube nogi... Od tego zaczęła się przyjaźń z Aną...

    OdpowiedzUsuń