niedziela, 28 października 2012

Lekarz + badanie krwi = PANIKA.

Ostatnie dni spędziłam sobie w domu, ponieważ bardzo bolało mnie miejsce obok kości biodrowej. Mama oczywiście zasiała panikę, że to wyrostek robaczkowy, albo coś nie tak z jajnikiem. W czwartek rano byłyśmy u lekarza, o dziwo nie było bardzo długiej kolejki. Przed wizytą wypiłam dużo wody w razie gdyby  chciała mnie ważyć, było to głupim pomysłem bo nie mogła mnie zbadać z powodu pełnego pęcherza. Nic nie wykryła, więc zleciła badanie krwi. W piątek byłam na pobieraniu, o dziwo nie zemdlałam. Na moje szczęście dostałam wyniki tylko z OB (chyba tak nazywało się to badanie), okazało się, że wszystko w porządku. Morfologia będzie dopiero w poniedziałek, jak dobrze pójdzie to mama sobie zapomni i nie odbierze. Chociaż w sumie to małe szanse żebym miała anemię, nawet gdy byłam 8 kg chudsza to miałam idealne wyniki.

Wczorajszego dnia nie wspominam za dobrze. Mój brat miał urodziny, a więc zjechało się dosyć sporo gości. Taką już mamy tradycję, że w każde urodziny jest pełny dom ludzi. Zjadłam dużo... chipsy, winogrona, mandarynki, nawet spróbowałam trochę tortu. Miałam dobry humor, więc jadłam bez większych wyrzutów sumienia. Niestety wszystko pękło jak bańka mydlana. Znowu wymiotowałam, kwas żołądkowy wypalił mi  usta bo mam całe popękane, z większych ran leci krew. Milion razy sobie obiecywałam, że już tego więcej nie zrobię. Gdy zaczynałam przygodę z rzyganiem, chciałam tylko spróbować czy umiem. Na początku nie wychodziło,  z czasem nabrałam wprawy. Z mojej ciekawości mam teraz zniszczony przełyk i zęby. Czytam na blogach u "nowych" dziewczyn, które dopiero zaczytaną przygodę z pro-aną, że chcą wymiotować, ale nie potrafią. Zamiast iść na skróty, lepiej spalić nadmiar kalorii. Gdy już się zaczęło trudno jest skończyć...



środa, 24 października 2012

Acodin?

Nie dodałam wpisu przez cały tydzień... szczerze to nie wiedziałam co napisać. Zawsze nie było z tym problemu, a teraz jakoś wena mnie opuściła.

Nauczycielka z wf'u doprowadza mnie do szału. Dostałam dziś kolejną jedynkę, tym razem za brak białej koszulki. Muszę załatwić sobie zwolnienie, wiąże się to z pójściem do lekarza, a tego trochę się boję. Nie chcę żeby coś przypadkiem odkrył. W szkole dobra passa nadal trwa, mam tylko jedno 3+, a poza tym same czwórki i piątki. Jutro olimpiada biologiczna, mam nadzieję że dobrze mi pójdzie.

A co z moim odżywianiem? Kiepsko. Dziś zjadłam trochę kurczaka i chleba pełnoziarnistego, wyrzuty sumienia nie pozwoliły mi obojętnie przejść obok toalety. Znowu zwymiotowałam... było ciężko i to bardzo. Nic nie chciało wylecieć, obrzydliwe - nie wiem po co to piszę. W kubku parzy się właśnie pyszna czerwona  herbata o smaku brzoskwini i ananasa (uwielbiam ją), jest z dodatkiem jakiś substancji wspomagających odchudzanie. Ból zębów nie pozwala o sobie zapomnieć, najgorzej jest z jedynkami. Mama kupiła mi całe opakowanie batoników prince polo, przyniosłam sobie dwa do pokoju, ale chyba nie dam rady, jestem za słaba. Jeden ma 95 kcal, w sumie było by 190. Za dużo, stanowczo za dużo.

Nie wytrzymałam, kupiłam acodin. Obiecałam sobie, że tego nie zrobię, ale moja ciekawość wygrała. W weekend chyba spróbuję. Wiem że to nie zdrowe, chwilowe odprężenie i nic więcej. Czytałam że za pierwszym razem lepiej nie zażywać więcej niż 15 tabletek, zatem jaka ilość będzie odpowiednia? 10? Nie mam z tym doświadczenia, zawsze byłam przeciwnikiem trucia się. Jeszcze się zastanowię, ale jestem typem człowieka, który musi wszystkiego w życiu spróbować.


środa, 17 października 2012

Powiew świeżości.

Pozmieniałam trochę  tutaj, potrzebowałam jakieś rewolucji. Dziś i jutro mam wole od szkoły ze względu wycieczki, a więc nadrabiam wszystkie zaległości.

Nie wiem kiedy ostatni raz się tak wyspałam... przypomniały mi się wakacje (jeszcze 254 dni, mam nadzieję że szybko zleci). Pierwszy raz od długiego czasu zjadłam śniadanie, nie mówiłam Wam o tym bo czułam się jak hipokrytka, piszę jak to chcę wyjść z choroby, a robię całkowicie coś innego. Jak jestem w szkole jakoś nie potrafię niczego przełknąć. Jest 16:00, a ja nadal jestem pełna, nie mam ochoty na obiad. Są warzywa z patelni + kawałki kurczaka, nie mam dobrych wspomnień z tą potrawą. Po zjedzeniu jej pierwszy raz wsadziłam sobie palce w gardło i zwymiotowałam, było to chyba 2 lata temu, a ja nadal czuję obrzydzenie. Od samego zapachu żołądek mnie bolał, mimo że włączyłam pochłaniacz kuchenny i otworzyłam okno.

Za oknem wiosna, promienie słońca odbijają mi się w monitorze. W wakacje się na to wściekałam i zasłaniałam żaluzje, ale teraz tego nie zrobię, muszę się nacieszyć tym widokiem. Jestem dziś pełna energii i optymizmu, pewnie ze względu na pogodę. Nie wymiotowałam od ostatniego mojego wpisu, czyli bodajże 4 dni. Przeraziło mnie to, że wszystko może się wydać u dentysty. Nie chcę żeby rodzice się dowiedzieli, tata już ma mnie za idiotkę. Ostatnio usłyszałam że... uwaga cytuję "Jebie mi na głowę" bo nie chciałam zjeść obiadu. Dziękuje tatusiu, że jak zawsze dajesz mi wsparcie. Nie wie nic o anoreksji, ale po co mu ta wiedza przecież to ja jestem nienormalna nie on. Nie będę się o nim rozpisywać bo już kiedyś poświęciłam mu całą notkę, nic się od tego czasu nie zmieniło.

Dużo osób radziło mi pójście do psychologa. Nie mam jeszcze osiemnastu lat, więc wizyta musiałaby być chyba za zgodą rodziców, a to jest nie możliwe. Nie wiem czy dałabym radę tak mówić o własnych problemach, czasem ciężko jest mi nawet tutaj o tym pisać. O tym wszystkim co zamieszczam na blogu nie wie nikt, nawet gdybym chciała to nie mam komu powiedzieć.

Dzisiejsze śniadanie. Jajecznica na mleku + sucharki.

sobota, 13 października 2012

Apogeum.

Nie oszukujmy się, jest nie za ciekawie. Wczoraj to było apogeum walki z jedzeniem. Oczywiście przegrałam. Zapowiadało się, że będzie tak pięknie... Nie poszłam do szkoły, mama poprosiła mnie żebym zrobiła frytki. I tak też było, ba nawet zjadłam je bez ścisku w żołądku i wyrzutów sumienia. Do wieczora pochłonęłam jeszcze trochę owoców. Na kolację mama przygotowała bagietki z masłem czosnkowym, zjadłam. Zadowolona z siebie poszłam brać prysznic, gdy zobaczyłam swoje odbicie czar prysł. Ciało obrośnięte zwałami tłuszczu. Wymiotowałam jakieś 40 min, aż wszystkiego się pozbyłam. Zdarłam sobie chyba przełyk bo pojawiła się krew. Jakby tego było mało wieczorem zaparzyłam sobie trzy saszetki senesu.   Bolą mnie wszystkie zęby, ciekawe kiedy mi wypadną. Zastanawiam się czy to wszystko ma sens. Z dwojga złego już chyba wolę żyć z zgodzie z Aną i mieć wszystkie zęby. Chyba jeszcze nie jestem gotowa, żeby jeść normalnie. 

Ostatnio mam jakoś więcej siły, więc zaczęłam ćwiczyć. Nie za dużo, ale poprawia mi to samopoczucie. Wyniosłam stepper z siłowni taty do swojego pokoju. Poświęcam mu co najmniej 20 min, wiem że to za mało żeby palić tłuszcz. Dodatkowo jakieś 10 min kręcenia hula hopem. Jak na mnie to ogromny wysiłek, więc przynajmniej nie mam już problemów z zasypianiem. Potrafię przewracać się z boku na bok do 3:00 nad ranem. 

W szkole idzie tak jak sobie zaplanowałam, pomijając jedynkę z przemówienia, którego w końcu nie zrobiłam. Większość piątek i kilka czwórek. Za tydzień jest wycieczka klasowa, na którą nie jadę. Boję się, że ktoś przyłapałby mnie na rzyganiu, albo zwrócił uwagę na to ile jem. Nie chcę niepotrzebnych problemów, lepiej dmuchać na zimne. Perspektywa spędzenia całych dwóch dni z pewnymi osobami także mnie nie cieszyła. Do tego zero prywatności, syf, brud - uroki schroniska młodzieżowego. Najbardziej przeraża mnie korzystanie z publicznych toalet i pryszniców. 


Anja Rubik, mam wrażenie że z dnia na dzień  jest coraz  chudsza.

Jeszcze tak na marginesie; dentysta jest w stanie zauważyć to że wymiotuję?

niedziela, 7 października 2012

Ana nie chce odejść.

Nie daję rady, nie potrafię normalnie jeść. Nie było żadnej pizzy, zapiekanki z ciągnącym serem ani kebaba ociekającego sosem. Pozwoliłam sobie tylko na cappuccino z pianką i syropem waniliowym w Coffe Heaven, jest to jedna z moich ulubionych kawiarni bo można zamówić kawę z odtłuszczonego mleka. Jedynym plusem tego wyjścia z koleżanką było to, że przeszłam chyba z 6 kilometrów. Nic sobie nie kupiłam bo we wszystkim wyglądam jak spaślak.

Wczoraj mama urządziła mi przyjęcie urodzinowe. Zjadłam trochę tortu i innych świństw. Chyba rzuciłam się  na zbyt głęboką wodę bo wszystko wylądowało w kiblu. Goście w pokoju obok, a ja rzygam w łazience, byli by po prostu zachwyceni gdyby się dowiedzieli co ja tam robię. Uzbierałam trochę kasy, więc kupię sobie orbitreka.  Znowu byłam wypytywana przez babcię dlaczego nie mam chłopaka (chyba jestem trochę dziwna bo mam 17 lat i nigdy nikogo nie miałam). Jakoś nie ciągnie do związku. Nigdy żaden facet mi się nawet nie podobał ( poza Ian Somerhalder'em :P).  Dostałam ultimatum, że na osiemnaste urodziny mam kogoś przyprowadzić.

Dziś też się nie popisałam, bo zdążyłam już rzygać. Mam wyrzuty sumienia nawet po głupim śniadaniu. W kubku obok mnie parzy się senes, czy on musi tak strasznie śmierdzieć? Ciekawe czy zadziała, bo ostatnim razem po jednej saszetce nie było żadnego efektu. Pochwalę się Wam, że przez miesiąc go nie piłam. Przez cały dzień już chyba nic nie zjem, bo po wczorajszym obżarstwie wyglądam jak słoń.

Postanowiłam w tym roku kupić sobie oryginalne UGGS'y. Który kolor wybrać?

wtorek, 2 października 2012

Wewnętrzna walka. Dobro kontra zło? Raczej Ana kontra Ja.

Zabierałam się do napisania tego posta przez tydzień. Strasznie, ale to strasznie zaniedbuję bloga. Ostatnio całkowicie nie miałam siły, ani chęci. Musiałam sobie wszystko przemyśleć i poukładać.

W mojej głowie toczy się ciągła walka; anoreksja kontra normalność. Pisałyście żebym w szkole jadła więcej... dwie godziny lekcyjne zastanawiałam się czy mogę sobie pozwolić na tego rogalika. Udało się, rozsądniejsza część mnie wygrała. Wyrzuty sumienia jednak okazały się silniejsze, na wychowaniu fizycznym ćwiczyłam jak szalona, żeby go spalić. Nie potrafię spojrzeć w lustro, zawsze widzę w nim spasionego potwora, fałdki na brzuchu, udach. Chyba nigdy nie uda mi się zaakceptować tego jak wyglądam. Nie chcę żeby moje życie tak wyglądało. Wieczna kontrola, ograniczenia...teraz dobrze się z tym czuję, ale w przyszłości? Nadejdzie taki czas gdy przyjdą konsekwencje. Z jednej strony chcę się od tego uwolnić, ale druga część mnie krzyczy i uderza w samoocenę. Co dalej? Którą drogę wybrać? Głupie pytanie, odpowiedź już jest z góry przesądzona. Jedynym wyjściem byłoby pranie mózgu. Zapomniałabym ile kalorii ma jabłko, garść płatków, śliwka czy listek szynki... Zazdroszczę innym tego, że potrafią zjeść ze smakiem pączka i tabliczkę czekolady. Nie zwymiotują tego, ani się nie przeczyszczą - przecież są normalni, a no tak... normalni ludzie tego nie robią. Ludzie na ulicy, w szkole są chudsi niż ja, nie to nie prawda. Wszystko siedzi w mojej głowie. Potrafię kontrolować jedzenie, a z rozumem sobie nie dam sobie rady? Jutro mam urodziny, idę z koleżanką na zakupy i obiad. To będzie test, postaram zamówić się coś kalorycznego. Krok do bycia zdrowym? Nie, nie nie. Przecież tak na prawdę tego nie chcę. Kebab z dużą ilością sosu, ociekająca serem zapiekanka - nie pamiętam nawet jak smakują. Co robić?

ANO BŁAGAM CIĘ DAJ MI SPOKÓJ. CHCĘ NORMALNIE ŻYĆ